Za wykroczenia "czynne" to pewnie i wysokie, ja natomiast dostałem za brak tablicy rejestracyjnej. 10 000 forintów (szkoda, że nie "lepes", jak w tytule albumu Omegi ) to nie aż tak dużo, choć u nas pewnie byłoby nieco mniej. Oczywiście zostałem obdarowany przez celnika, a nie drogówkę. Muszę przyznać, że w owej chwili język węgierski (w wykonaniu funkcjonariusza) podobał mi się mniej niż zwykle, zwłaszcza że ten pan, delikatnie mówiąc, nie był zbyt chętny do porozumienia (nie, nie mam na myśli "upominków", ale pomoc i informację - była to granica, na której opuszczałem Węgry jadąc w nieznane - nie wiedziałem, czy mam wracać czy co robić).
Naszła mnie też taka refleksja, na przyszłość. Choć co prawda opłatę już uiściłem, ale może wiecie jak obecnie wygląda sprawa przedawnień węgierskich mandatów drogowych i ich egzekucja za granicą?
Poza tym to czy na Węgrzech jednym z wymagań stawianych kandydatom na celnika jest analfabetyzm? Czy oni na prawdę nie potrafią czytać czy tylko udają? A jeśli udają to w jakim celu? Dziwne.
Takie niemiłe zachowanie jednego głupiego celnika potrafiło nadgryźć szacunek i sympatię, jakimi darzyłem ten kraj. Tłumaczę to sobie, że wyjątek potwierdza regułę, ale niesmak pozostaje.
Naszła mnie też taka refleksja, na przyszłość. Choć co prawda opłatę już uiściłem, ale może wiecie jak obecnie wygląda sprawa przedawnień węgierskich mandatów drogowych i ich egzekucja za granicą?
Poza tym to czy na Węgrzech jednym z wymagań stawianych kandydatom na celnika jest analfabetyzm? Czy oni na prawdę nie potrafią czytać czy tylko udają? A jeśli udają to w jakim celu? Dziwne.
Takie niemiłe zachowanie jednego głupiego celnika potrafiło nadgryźć szacunek i sympatię, jakimi darzyłem ten kraj. Tłumaczę to sobie, że wyjątek potwierdza regułę, ale niesmak pozostaje.