03-06-2012, 0:53
Za co lubię Węgry... Właściwie sam nie wiem. Przecież tak naprawdę to ja tego kraju nie znam. Owszem, znam Budapeszt, miejscami całkiem dobrze, byłem w Egerze, zwiedziłem zakole Dunaju, „zdobyłem ” najwyższy węgierski szczyt i prawie pojechałem do Pécsu - to chyba za mało, by deklarować sympatię do kraju. Jednak nie da się ukryć - lubię Węgry, choć decydują o tej sympatii chyba imponderabilia. Wspomnienia ze szkoły średniej, kiedy o moich wyobrażeniach o Węgrzech decydowały LGT, Omega, Mroczko i Abigél - tak, dziwne to ale tak było, a moje uczucie do Węgier na kilka lat zdominowali młodzieżowi idole i pierwszych kilka lekcji podręcznika.
Później mi minęło i, jak większość moich rodaków, na południe od Polski Europę odnajdywałem dopiero gdzieś nad Adriatykiem i morzem Śródziemnym. Ale na początku tego wieku moja córka przez przypadek zaczęła studia hungarystyczne i to spowodowało, że zainteresowanie Węgrami wróciło ze zwiększoną siłą. Tylko Węgrów nadal nie znam, jedyne kontakty z nimi to sklepy, komunikacja i tym podobne miejsca.
Później mi minęło i, jak większość moich rodaków, na południe od Polski Europę odnajdywałem dopiero gdzieś nad Adriatykiem i morzem Śródziemnym. Ale na początku tego wieku moja córka przez przypadek zaczęła studia hungarystyczne i to spowodowało, że zainteresowanie Węgrami wróciło ze zwiększoną siłą. Tylko Węgrów nadal nie znam, jedyne kontakty z nimi to sklepy, komunikacja i tym podobne miejsca.