05-09-2012, 21:53
W Polsce są baseny i na Węgrzech są baseny. Czym się różnią? Pytanie banalne. Różnic ogrom. W Polsce jest ich mniej, na Węgrzech dużo więcej. Tu są droższe, tam są tańsze. Można tak wymieniać, ale mnie zaskakuje zawsze inna różnica.
Kogo widzimy na polskich basenach? No, wszystkich – można powiedzieć – dorosłych i dzieci.
- Dzieci, to wiadomo, ale jakich dorosłych? – ktoś zapyta.
I zaraz możemy odpowiedzieć, że ojców, matki tych dzieci, czasem tychże ojców i matki bez dzieci.
– A babcie i dziadków? – drąży ktoś dociekliwy.
- Babcie i dziadków czasami też - odpowiemy - szczególnie tych drugich, gdy przyszli na basen pilnować szalejących w wodzie wnuków, bo średnie pokolenie zapewne pracuje.
Ale jak często widzimy ma polskich basenach babcie i dziadków tak zupełnie samych, gdy przyszli popływać i wymoczyć stare kości? Rzadko, bardzo rzadko. Gdzieś przemykają, czasem trochę jakby zawstydzeni, że zajmują basen należny młodym. I to właśnie jest ta różnica, która mnie szczególnie uderza na węgierskich basenach.
Na Węgrzech starsze panie i starsi panowie są pełnoprawnymi gości basenów. Oczywiście głównie basenów termalnych, gdzie w ciepłych, mętnych wodach mogą się przy okazji podleczyć. Starsze osoby traktują wizytę na basenach jako coś oczywistego. Nie mają przypisanego polskim emerytom wstydu zajmowania miejsca młodym.
Częściowo jest to obiektywnie zrozumiałe. Multum leczniczych basenów w niemalże co drugim węgierskim miasteczku, jak się ma do garstki leczniczych polskich wód, ale to nie tylko sprawa liczby miejsc. To także sprawa tradycji, zwyczaju chadzania na baseny, pomoczyć się, ale i spotkać znajomych, porozmawiać. Chyba w każdym przewodniku po Węgrzech jest fotografia starszych panów, czasem w śmiesznych chusteczkach na głowie, którzy grają lub kibicują grającym w szachy stojąc w wodzie.
Ja mam zrobione przez siebie zdjęcie na basenach w Demjen, na którym to zdjęciu para starszych osób, zapewne małżeństwo, leży sobie w wodzie, a ponieważ rozpadał się wtedy ogromny deszcz, tak po prostu wyjęli parasol i siedzą w wodzie. Koniecznie chciałem zrobić im to zdjęcie. Nie mam fotograficznego talentu, więc wyszło fatalnie, bo na pierwszym planie widać stalową poręcz. Jednak nie o poręcz chodzi, ale o zadowolone starsze osoby, które po prostu przyszły sobie na baseny. Zapewne przychodzą tak od dawna, skoro mieli ze sobą parasol, tak na wszelki wypadek.
Ja zamarzyłem sobie, żeby kiedyś tak, wtedy gdy my trzydziesto-, czterdziestolatkowie będziemy już na emeryturach można było iść sobie na basen, wejść z małżonkiem płci przeciwnej do wody i siedzieć w niej grzejąc stare kości.
Czy tak w Polsce kiedyś będzie? Nie wiem. Na Węgrzech od dawna tak jest.
I dlatego tak lubię węgierskie klimaty.
Kogo widzimy na polskich basenach? No, wszystkich – można powiedzieć – dorosłych i dzieci.
- Dzieci, to wiadomo, ale jakich dorosłych? – ktoś zapyta.
I zaraz możemy odpowiedzieć, że ojców, matki tych dzieci, czasem tychże ojców i matki bez dzieci.
– A babcie i dziadków? – drąży ktoś dociekliwy.
- Babcie i dziadków czasami też - odpowiemy - szczególnie tych drugich, gdy przyszli na basen pilnować szalejących w wodzie wnuków, bo średnie pokolenie zapewne pracuje.
Ale jak często widzimy ma polskich basenach babcie i dziadków tak zupełnie samych, gdy przyszli popływać i wymoczyć stare kości? Rzadko, bardzo rzadko. Gdzieś przemykają, czasem trochę jakby zawstydzeni, że zajmują basen należny młodym. I to właśnie jest ta różnica, która mnie szczególnie uderza na węgierskich basenach.
Na Węgrzech starsze panie i starsi panowie są pełnoprawnymi gości basenów. Oczywiście głównie basenów termalnych, gdzie w ciepłych, mętnych wodach mogą się przy okazji podleczyć. Starsze osoby traktują wizytę na basenach jako coś oczywistego. Nie mają przypisanego polskim emerytom wstydu zajmowania miejsca młodym.
Częściowo jest to obiektywnie zrozumiałe. Multum leczniczych basenów w niemalże co drugim węgierskim miasteczku, jak się ma do garstki leczniczych polskich wód, ale to nie tylko sprawa liczby miejsc. To także sprawa tradycji, zwyczaju chadzania na baseny, pomoczyć się, ale i spotkać znajomych, porozmawiać. Chyba w każdym przewodniku po Węgrzech jest fotografia starszych panów, czasem w śmiesznych chusteczkach na głowie, którzy grają lub kibicują grającym w szachy stojąc w wodzie.
Ja mam zrobione przez siebie zdjęcie na basenach w Demjen, na którym to zdjęciu para starszych osób, zapewne małżeństwo, leży sobie w wodzie, a ponieważ rozpadał się wtedy ogromny deszcz, tak po prostu wyjęli parasol i siedzą w wodzie. Koniecznie chciałem zrobić im to zdjęcie. Nie mam fotograficznego talentu, więc wyszło fatalnie, bo na pierwszym planie widać stalową poręcz. Jednak nie o poręcz chodzi, ale o zadowolone starsze osoby, które po prostu przyszły sobie na baseny. Zapewne przychodzą tak od dawna, skoro mieli ze sobą parasol, tak na wszelki wypadek.
Ja zamarzyłem sobie, żeby kiedyś tak, wtedy gdy my trzydziesto-, czterdziestolatkowie będziemy już na emeryturach można było iść sobie na basen, wejść z małżonkiem płci przeciwnej do wody i siedzieć w niej grzejąc stare kości.
Czy tak w Polsce kiedyś będzie? Nie wiem. Na Węgrzech od dawna tak jest.
I dlatego tak lubię węgierskie klimaty.