30-07-2014, 21:03
Muszę się wyżalić - może to niekoniecznie relacja z podróży a raczej wspomnienie czy nawet trauma .
Po raz pierwszy (w dorosłym życiu) byliśmy na Węgrzech jakieś 14 lat temu i wtedy pewien "węgrofil" przedstawił nam LANGOSZA. Od tego czasu podczas każdego pobytu na Węgrzech, a było ich już chyba 7 czy 8 langosz był nieodłączym punktem programu i był prawie tak oczywisty jak wino czy papryka. Po 9 latach wróciliśmy do ulubionego Egeru i mąż zapowiedział, że codziennie (albo prawie) będzie chodził na langosza.
Pierwszego dnia po południu poszliśmy na egerski targ bo wiedzieliśmy, że był tam langosz ale niestety o tej porze wszystkie budki z jedzeniem (w zasadzie to takie węgierskie fast foody) były już pozamykane. W piątek udało nam się zjeść pierwszego od 9 lat langosza na basenie ale nadal ten "targowy" był naszym celem (ot taki kaprys po latach ). Poszliśmy więc kolejnego dnia rano i znów pech - stoisko z langoszem zamknięte. Domyśliłam się z wiszącego opisu, że w sobotę i niedzielę nieczynne a w tygodniu do 13stej. W poniedziałek specjalnie zerwaliśmy się wcześniej z basenów (faktem było, że pogoda jakaś szczególnie zachwycająca nie była bo popadywało) żeby zdążyć przed 13 na targowisko. Syn chcial żebyśmy kupili go na basenie i zostali dłużej ale my zdecydowanie chcieliśmy spełnić nasz targo-langoszowy plan! Dotarliśmy na targ jakieś 15 min. przed 13stą, widzimy - stoją ludzie i jedzą nasze wymarzone langosze . Przede mną przy stoisku jakaś parka młodych Węgrów kupuje langosza, ja już wyciągam pieniądze i z radością pokazuje na palcach "2" i mówię langosz a pan od langosza kręci głową, że nie ma .... mój mąż wściekły bo ile można mieć podejść... jakiś pech czy co... Zniesmaczeni poszliśmy z kwitkiem. Kolejnego dnia mieliśmy plany wyjazdowe więc spasowaliśmy w "walce o langosza" no i nastąpił dzień dzisiejszy - cel "zdobyć langosza". Ok. 10 byliśmy na targu, w końcu nam się uda, nasz wyczekany langosz zostanie skonsumowany . Weszliśmy na górę a tu............. żaluzja na langoszowym stoisku zaciągnięta............. podchodzę a tam wywieszona jakaś kartka i jak sądzę na niej informacja o tym, że nie czynne - zrozumiałam tylko "zarva".
Mój mąż bliski załamania ;P..... pełna frustracja langoszowa...... gdyby posiadał materiały wybuchowe (na szczęście nie miał) targowisko już by nie istniało....
Dzień wcześniej, wieczorem, przeglądając net znalazłam jakąś relację Egeru na Helkatours a tam info o tym, że langosza można zjeść na dworcu autobusowym - ostatnia deska ratunku!!! Idziemy tam! Juz z daleka widzimy budkę z napisem "langos" )). W końcu!!! Kilka osób siedzi przy stolikach i wcina langosze . Hurrrraaaaaaa.
Podchodzę, wyciągam portfel, pokazuję panu "3" a on ..............kręci głową.... nie ma, skończyły się.................................. możemy palacintę kupić..........................
I czy to nie jest jakieś FATUM....????????????
PS. Jutro planujemy iść na basen, są tam 2 miejsca gdzie sprzedają langosze. Jeśli z jakiegoś powodu będą nieczynne to znaczy, że nie można oszukać przeznaczenia .....................
Po raz pierwszy (w dorosłym życiu) byliśmy na Węgrzech jakieś 14 lat temu i wtedy pewien "węgrofil" przedstawił nam LANGOSZA. Od tego czasu podczas każdego pobytu na Węgrzech, a było ich już chyba 7 czy 8 langosz był nieodłączym punktem programu i był prawie tak oczywisty jak wino czy papryka. Po 9 latach wróciliśmy do ulubionego Egeru i mąż zapowiedział, że codziennie (albo prawie) będzie chodził na langosza.
Pierwszego dnia po południu poszliśmy na egerski targ bo wiedzieliśmy, że był tam langosz ale niestety o tej porze wszystkie budki z jedzeniem (w zasadzie to takie węgierskie fast foody) były już pozamykane. W piątek udało nam się zjeść pierwszego od 9 lat langosza na basenie ale nadal ten "targowy" był naszym celem (ot taki kaprys po latach ). Poszliśmy więc kolejnego dnia rano i znów pech - stoisko z langoszem zamknięte. Domyśliłam się z wiszącego opisu, że w sobotę i niedzielę nieczynne a w tygodniu do 13stej. W poniedziałek specjalnie zerwaliśmy się wcześniej z basenów (faktem było, że pogoda jakaś szczególnie zachwycająca nie była bo popadywało) żeby zdążyć przed 13 na targowisko. Syn chcial żebyśmy kupili go na basenie i zostali dłużej ale my zdecydowanie chcieliśmy spełnić nasz targo-langoszowy plan! Dotarliśmy na targ jakieś 15 min. przed 13stą, widzimy - stoją ludzie i jedzą nasze wymarzone langosze . Przede mną przy stoisku jakaś parka młodych Węgrów kupuje langosza, ja już wyciągam pieniądze i z radością pokazuje na palcach "2" i mówię langosz a pan od langosza kręci głową, że nie ma .... mój mąż wściekły bo ile można mieć podejść... jakiś pech czy co... Zniesmaczeni poszliśmy z kwitkiem. Kolejnego dnia mieliśmy plany wyjazdowe więc spasowaliśmy w "walce o langosza" no i nastąpił dzień dzisiejszy - cel "zdobyć langosza". Ok. 10 byliśmy na targu, w końcu nam się uda, nasz wyczekany langosz zostanie skonsumowany . Weszliśmy na górę a tu............. żaluzja na langoszowym stoisku zaciągnięta............. podchodzę a tam wywieszona jakaś kartka i jak sądzę na niej informacja o tym, że nie czynne - zrozumiałam tylko "zarva".
Mój mąż bliski załamania ;P..... pełna frustracja langoszowa...... gdyby posiadał materiały wybuchowe (na szczęście nie miał) targowisko już by nie istniało....
Dzień wcześniej, wieczorem, przeglądając net znalazłam jakąś relację Egeru na Helkatours a tam info o tym, że langosza można zjeść na dworcu autobusowym - ostatnia deska ratunku!!! Idziemy tam! Juz z daleka widzimy budkę z napisem "langos" )). W końcu!!! Kilka osób siedzi przy stolikach i wcina langosze . Hurrrraaaaaaa.
Podchodzę, wyciągam portfel, pokazuję panu "3" a on ..............kręci głową.... nie ma, skończyły się.................................. możemy palacintę kupić..........................
I czy to nie jest jakieś FATUM....????????????
PS. Jutro planujemy iść na basen, są tam 2 miejsca gdzie sprzedają langosze. Jeśli z jakiegoś powodu będą nieczynne to znaczy, że nie można oszukać przeznaczenia .....................