13-02-2014, 17:11
Pozwolę sobie wrzucić stare relacje z dwóch wypraw do tej bardziej górzystej części Węgier (wiele osób dziwi się, że Madziarzy mają w ogóle góry
) - czyli Gór Bukowych i szeroko pojętej okolicy.
Pierwsza wyprawa miała miejsce w weekend bożocielny 2012...
Długi weekend czerwcowy to u mnie tradycyjnie czas na jakieś zagraniczne góry - tym razem od jakiegoś już czasu chodził mi kraj, który niegdyś był górską potęgą, a obecnie uchodzi za płaski i nizinny. A co za tym idzie - od górskiej strony nie znany
Węgry, bo o nich oczywiście mowa, mają wbrew pozorom kilka całkiem ciekawych pasm górskich - niewysokich, ale zdarzają się przewyższenia dające ostro w kość.
W drodze do naszego celu przejeżdzamy przez sporą część Słowacji, więc nie wypada się zatrzymać i nie zobaczyć tego i owego, zwłaszcza, że pogoda jest aż za piękna.
Na pierwszy ogień idzie więc Nitra, zwana słowackim Rzymem, bo to miejscowa kolebka chrześcijaństwa, a o i otoczona jest wzgórzami. To w sumie największe słowackie miasto, w którym nie byłem.
![[Obrazek: DSCF5845.JPG]](https://lh3.googleusercontent.com/-YCpGzNtuiMU/T9icAoBgd3I/AAAAAAAAA8Y/0c5aiKry80w/s640/DSCF5845.JPG)
Za rogatkami Nitry rozpoczynają się tereny w dużej mierze zamieszkane przez Węgrów - to obszary rzadko odwiedzane przez turystów, nieco zapomniane, z dużym bezrobociem. Miejscowym władzom chyba też nie zależy, aby pojawiło się tutaj więcej osób w charakterze zwiedzających - wygląda to jak na polskiej prowincji, czyli niemal kompletny brak oznaczeń do interesujących miejsc, opisów i tym podobnych. I trzeba zauważyć, że minął już czas, kiedy kierowca jadący z Polski z zazdrością patrzy na słowackie drogi - te degradują się szybkim tempem, a ruch na niektórych jest niesamowity. Boczne, powiatowe, paradoksalnie, mają często lepszą nawierzchnię i jest zdecydowanie spokojniej...
Po drodze zahaczamy jeszcze o zamek Levice, otoczony blokowiskami
![[Obrazek: levice.JPG]](https://lh4.googleusercontent.com/-GSymaO12NSI/T9ihZGNbURI/AAAAAAAAA-4/PdwcHSYmNFw/s640/levice.JPG)
potem przez senne więgierskojęzyczne wioski mkniemy ku granicy, obserwując położone za Ipolą pasma górskie - Matrę i Börzsöny, należące już do Węgier właściwych
![[Obrazek: DSCF6015.JPG]](https://lh3.googleusercontent.com/-izZ9TCmzIlg/T9ih7MYu91I/AAAAAAAAA_w/cmZ_t6HE_NY/s640/DSCF6015.JPG)
na Węgrzech przyjemnie zaskakują serpentyny, najczęściej nie oznaczone odpowiednimi znakami
wieczorem dojeżdzamy do miejscowości Szilvásvárad, rozłożonej u stóp Gór Bukowych (Bükk) i parku narodowego je tworzącego - słynie zwłaszcza z licznych jaskiń i wapiennych skał. Na kempingu obsługa w recepcji doskonale zna węgierski, na szczęście pani z kuchni operuje Deutsch, więc dostajemy to co chcemy i na dodatek liczą nas wszystkich jak studentów - nie zyskał tylko Młody, bo on studentem faktycznie jest 
Piątek to dzień typowo górski
Zaczynamy od przejażdżki kolejką wąskotorową doliną Szalajki, słynającej m.in. z ciekawych wodospadów i jezior pełnych ryb.
![[Obrazek: DSCF6145.JPG]](https://lh4.googleusercontent.com/-EnOX7qsGuGs/T9ndr3XHHFI/AAAAAAAABeU/qx7uuo8_vik/s640/DSCF6145.JPG)
ponieważ jednak nastawiamy się tylko na szlaki, to odpuszczamy atrakcję samej doliny i wąskotorówka podwozi nas na jej koniec/początek wraz z tłumem stonkowo-wycieczkowym. Jest dzień roboczy, pierwszy kurs - to ile osób tutaj będzie w weekend?
Próbujemy tłumy zgubić, co na krótko udaje nam się wraz z początkiem szlaku, który od razu ostro biegnie w górę. Ludzi spotykamy znowu przy szerokiej jaskini Istállós-kői-barlang, służącej za dom już w czasach prehistorycznych
![[Obrazek: DSCF6242.JPG]](https://lh3.googleusercontent.com/-rU_3B2Oe_E8/T9ne6Bhh9bI/AAAAAAAABf8/Wcu1CNyrNms/s640/DSCF6242.JPG)
potem zostajemy sami, bo 99% turystów kończy swój pobyt w górach na jaskini - tymczasem szlak na złamanie karku opada w dół, a potem równie ostro zaczyna piąć się do góry. Upał, pot leje się z ciała, sapiemy jak małe lokomotywy (parowe)... odległość nie jest zbyt duża, ale przez niecałe 2,5 kilometra mamy ponad 450 metrów podejścia, więc idziemy wolno...
wreszcie wczłapujemy na najwyższy szczyt Gór Bukowych - Istállós-kő (długi czas podchodziliśmy pod skałę, w której znajduje się jaskinia). Szczyt nie jest widokowy - las, mała polanka i... krzyż. Na szczęście obrońcy, choć liczni, są wolni i mają na plecach skorupki :-D
Robimy przerwę na uzupełnienie płynów i przesuszenie koszulek, po czym ruszamy w dalszą drogę. Po tym, jak pokonaliśmy zewnętrzne granice pasma, w środku czeka nas znacznie łagodniejszy płaskowyż, idealny do spokojnego chodzenia oraz jazdy na rowerze.
CDN...

Pierwsza wyprawa miała miejsce w weekend bożocielny 2012...
Długi weekend czerwcowy to u mnie tradycyjnie czas na jakieś zagraniczne góry - tym razem od jakiegoś już czasu chodził mi kraj, który niegdyś był górską potęgą, a obecnie uchodzi za płaski i nizinny. A co za tym idzie - od górskiej strony nie znany

W drodze do naszego celu przejeżdzamy przez sporą część Słowacji, więc nie wypada się zatrzymać i nie zobaczyć tego i owego, zwłaszcza, że pogoda jest aż za piękna.
Na pierwszy ogień idzie więc Nitra, zwana słowackim Rzymem, bo to miejscowa kolebka chrześcijaństwa, a o i otoczona jest wzgórzami. To w sumie największe słowackie miasto, w którym nie byłem.
Za rogatkami Nitry rozpoczynają się tereny w dużej mierze zamieszkane przez Węgrów - to obszary rzadko odwiedzane przez turystów, nieco zapomniane, z dużym bezrobociem. Miejscowym władzom chyba też nie zależy, aby pojawiło się tutaj więcej osób w charakterze zwiedzających - wygląda to jak na polskiej prowincji, czyli niemal kompletny brak oznaczeń do interesujących miejsc, opisów i tym podobnych. I trzeba zauważyć, że minął już czas, kiedy kierowca jadący z Polski z zazdrością patrzy na słowackie drogi - te degradują się szybkim tempem, a ruch na niektórych jest niesamowity. Boczne, powiatowe, paradoksalnie, mają często lepszą nawierzchnię i jest zdecydowanie spokojniej...
Po drodze zahaczamy jeszcze o zamek Levice, otoczony blokowiskami
potem przez senne więgierskojęzyczne wioski mkniemy ku granicy, obserwując położone za Ipolą pasma górskie - Matrę i Börzsöny, należące już do Węgier właściwych
na Węgrzech przyjemnie zaskakują serpentyny, najczęściej nie oznaczone odpowiednimi znakami


Piątek to dzień typowo górski

ponieważ jednak nastawiamy się tylko na szlaki, to odpuszczamy atrakcję samej doliny i wąskotorówka podwozi nas na jej koniec/początek wraz z tłumem stonkowo-wycieczkowym. Jest dzień roboczy, pierwszy kurs - to ile osób tutaj będzie w weekend?
Próbujemy tłumy zgubić, co na krótko udaje nam się wraz z początkiem szlaku, który od razu ostro biegnie w górę. Ludzi spotykamy znowu przy szerokiej jaskini Istállós-kői-barlang, służącej za dom już w czasach prehistorycznych
potem zostajemy sami, bo 99% turystów kończy swój pobyt w górach na jaskini - tymczasem szlak na złamanie karku opada w dół, a potem równie ostro zaczyna piąć się do góry. Upał, pot leje się z ciała, sapiemy jak małe lokomotywy (parowe)... odległość nie jest zbyt duża, ale przez niecałe 2,5 kilometra mamy ponad 450 metrów podejścia, więc idziemy wolno...
wreszcie wczłapujemy na najwyższy szczyt Gór Bukowych - Istállós-kő (długi czas podchodziliśmy pod skałę, w której znajduje się jaskinia). Szczyt nie jest widokowy - las, mała polanka i... krzyż. Na szczęście obrońcy, choć liczni, są wolni i mają na plecach skorupki :-D
Robimy przerwę na uzupełnienie płynów i przesuszenie koszulek, po czym ruszamy w dalszą drogę. Po tym, jak pokonaliśmy zewnętrzne granice pasma, w środku czeka nas znacznie łagodniejszy płaskowyż, idealny do spokojnego chodzenia oraz jazdy na rowerze.
CDN...