Kwietniówka Wschodniobałkańska 2015
#1
Hej, chciałbym podzielić się z Wami relacją (tak jak wcześniej, będę linkować do zdjęć) z mojego kwietniowego wyjazdu do Rumunii i Mołdawii. W kierunku tych państw ruszyliśmy 19.04.2015.
Wyjeżdżamy z Krakowa o 15. Przez Polskę trasa prosta i przewidywalna, nie zaskakuje nas niczym - na Słowację wjeżdżamy o 18. Pierwsze, co mnie dziwi - brak kantoru i punktu wydawania winiet na granicy. No cóż, przynajmniej za to jest fajny widok. Uśmiech
Jedziemy przez Słowację (Bardejov - Kapusany - Vranov - Trebisov) - raczej bez większych emocji, tylko tankujemy na Slovnaft LPG we Vranovie (samodzielnie, obsługa nie raczyła się pofatygować) i mijamy dość straszne, nieoświetlone wioski (między Vranovem a Trebisovem). Granicę przekraczamy w Satoraljaujhely o 21.45. Chcemy jeszcze zwiedzić Magyar Kalvarię, ale nie udaje nam się (jest w końcu prawie 22). W końcu znajdujemy nocleg w winnicy w Sarazsadany. Przejechaliśmy 304 km.

Zdjęcia tradycyjnie są tutaj.

PS. Na tym Slovnafcie jest darmowe WiFi bez konieczności logowania się.
Odpowiedz
#2
20.04.2015

Zdjęcia są tu, jest ich cała galeria!

Wstaję o 5. Od razu robię zdjęcia wszystkiemu, co jest wokół i gadam z Tatą. Niestety, już o 6 zasypiam znowu - wstaję o 8. Po śniadaniu o 9 wyjeżdżamy - pierwszy punkt to Tokaj (odwiedzamy go 2. raz). Miasteczko jak zawsze senne, ale odkrywamy parę nowych rzeczy (np. kolekcję kotów na dachu jednego z budynków). Przy okazji wymieniamy kasę (obsługuje nas ta sama pani, co rok temu).
Kolejny punkt to Nyiregyhaza (byliśmy w ubiegłym roku na langosach, no to trzeba je znów zjeść). No niestety, langosarnia zamknięta, kupujemy je w centrum handlowym w wersji... mięsnej (prawdopodobnie ostatnie 2 sztuki w całym mieście). Z Ny-hazy odbijamy do Balkanów (tak się nazywa miasteczko, które znalazłem chwilę wcześniej na mapie). Robimy zdjęcia z tabliczką i uciekamy... przez aleję jemioły (tego nie da się opisać) do Rumunii. Przejście Vallaj/Urziceni jest puste, kupujemy rovinietę i hajda do Maramures!
Pierwsze rumuńskie miasto to Carei - ma fajne przedmieścia, to, jak one wyglądają, też trudno wyrazić słowami. Kolejne miasto to Satu Mare - traktujemy je tranzytowo (tylko tankujemy) - za Satu Mare zaczyna lać i temperatura spada (z 14 stopni do 3). Po drodze do Maramures wymieniamy kasę (200 EUR = 880 RON) i jedziemy... pierwszą atrakcją w tym regionie jest kamieniołom na przełęczy Huta (co najmniej 20 m ściany skalnej, ukrytej za wzgórzem.
Kolejna atrakcja w Maramures to Sapanta, już taka znajoma... zwiedzamy bez biletu (kasjerki nie było) Cimitrul Vesel (poza sezonem też jest świetny). Następny punkt to Sighetu Marmatiei - miasteczko niczego sobie, ale niestety nie ma już czasu na zwiedzanie. Robimy małe zakupy (herbatniki Popular Biscuits mają moją rekomendację, bo są tanie (worek to 6RON/6PLN, przelicznik 1:1), zresztą są pyszne!) i jedziemy na wschód. Nocleg znajdujemy w miejscowości Oncesti - fajne, duże, kamieniste pole, jest WC i łatwo dostępne drewno, więc robimy ognisko do 12. Uśmiech
Odpowiedz
#3
Fotki są tu (30 zdjęć).

21.04.2015

Wstaję o 8. Po szybkim śniadaniu wyruszamy o 9.10 - pierwszym punktem jest Manastirea Barsana, który znaleźliśmy przypadkowo. Generalnie bardzo fajne miejsce, wchodzimy bez biletu (jest napisane, że wejście 30RON/osoba) Uśmiech

Kolejny punkt - targ w Rozavlea (kupujemy kiełbasę). Facet sprzedający bardzo fajny, gadamy z nim, okazuje się, że pracował w Niemczech. Po 10 min rozmowy oddalamy się do auta...

Trzeci punkt to Pasul Prislop - w drodze na nią, jeszcze w Borsy, dopada nas śnieg, wcześniej mamy jesienne krajobrazy za oknem auta. Ostatecznie Karpaty pokonujemy wśród śniegu, na Pasul Prislop jest -4 stopnie i pół metra śniegu, a ja w adidasach. Uśmiech

Za Prislop jedziemy przed siebie. Następne miejsce, gdzie zatrzymujemy się - Campulung Moldovenesc. Jemy ciorbę (Tata) i smażone pieczarki (ja), kupujemy do tego okrągły chleb rumuński. Pyszne!

Przedostatnim przystankiem jest Suceava. Piszę na forum i Facebooku z McDonalda (nie, nie jem tam, bo po pierwsze jest to drogie, po drugie, totalnie nie jest lokalne).

Czterdzieści kilometrów za Suceavą jest kolejne duże miasto - Botosani. Zwoje kabli (w jakiejś fabryce mieli chyba nadprodukcję), miejski off-road... i tyle jest tam atrakcji (są jeszcze 2 kościoły katolickie, ale Botosani potraktowaliśmy tranzytowo, do tego nie jestem entuzjastą tego typu zabytków). Po prostu nie lubię dużych miast - Botosani nazwałbym wręcz molochem trzeciej kategorii - to zwyczajne, duże, przemysłowe miasto, jakich jest na pęczki.

W Botosani podejmujemy decyzję o jeździe w kierunku Mołdawii. 35 km przed granicą znajdujemy fajne miejsce (na półce skalnej nad drogą 29D - droga biegnie niższą półką skalną, a my jesteśmy na wyższej - droga kiedyś prowadziła przez wyższą półkę). Jest 20, jeszcze widno, więc robię zdjęcia, po mojej "sesji" siedzimy i gadamy do nocy. Wokół ulewa...
Odpowiedz
#4
Trochę zawaliłem z kwietniówkową relacją na forum, ale cóż :/

22.04.2015

(Fotki tradycyjnie znajdują się tutaj)

Wstaję o 6 (niestety Tata budzi się znacznie później). Po śniadaniu i ogarnięciu się wyruszamy dopiero o 10 rano. Do granicy w Stancy mamy całkiem blisko (ok. 30 km).

Ostatnie miasteczka w Rumunii mijają nam pod znakiem opuszczonych PGR-ów, taka dosyć smutna postkomuna. Droga przed samym przejściem to dziury i dziury... Rumuni wypuszczają nas bez problemu. Przejeżdżamy bardzo pokręcony most (dosłownie) na rzece Prut i jesteśmy w Mołdawii! Po mołdawskiej stronie płacimy za winietę (są obowiązkowe) i parę innych papierków. Na końcu wbijają mołdawskie pieczątki, czyli coś chyba najbardziej lubianego na granicy Uśmiech wolni jesteśmy o 12.

Kierujemy się na Balti (duże miasto 75 km dalej). Jedziemy drogami znośnej jakości (czyt. trochę dziurawymi, ale do przeżycia) przez biedne wioski (widać biedę jeszcze bardziej niż w Rumunii). W Balti jesteśmy o 14. Wymieniamy kasę i ruszamy na zwiedzanie miasta. Niby wszystko szare, bure i ponure (oprócz soboru - ten świeci na błysk), ale jakieś takie klimatyczne.

Pod soborem trafiamy na... ślub - nie ma typowej dla polskich ślubów pompy, wielu gości, trąbienia... po prostu zero zadęcia. Po wyjściu z soboru kupujemy obiad (shoarma, ja po spróbowaniu kupuję kapuśniaczka bez kapusty) i idziemy do sklepu kupić mołdawską oranżadę (limonkowa Baban, polecam), owoce i wodę. Całe zakupy (opróćz obiadu) kosztują nas niecałe 10 PLN. Odwiedzamy jeszcze targ - nic ciekawego, robi się europejsko...

Miasto opuszczamy koło 15. Jedziemy praktycznie pustą magistralą M14 o dobrej nawierzchni (dla równowagi później nawierzchnia będzie fatalna) do Kiszyniowa - wokół piękne krajobrazy. Naszym celem są piwnice winne Cricova nieopodal stolicy. Małe błądzenie po źle oznakowanych drogach i jesteśmy. Ceny biletów nas zniechęcają - 55 PLN/os, rezygnujemy (poza tym nie mamy wolnego miejsca w aucie dla przewodnika). Miejsce totalnie bez duszy... kupujemy tylko na pamiątkę białe i czerwone wino.

Szybko zwijamy się z Cricovej. Chcemy wjechać do Naddniestrza (Dubasari). Na dwupasmówce w kierunku granicy zatrzymuje nas policja - innostrańcy o tej porze roku w Mołdawii? Udaje nam się dogadać z nimi pa ruski, okazuje się, że za wjazd do Naddniestrza pogranicznicy chcą 50 EUR, do tego nie moglibyśmy tam być więcej, niż 10 godzin. Trochę drogo... podjeżdżamy nad Dniestr (po mołdawskiej stronie), parkujemy i schodzimy nad rzekę. Pięknie, ale chłodno, dlatego po wymoczeniu rąk i obfotografowaniu miejsca dosyć szybko uciekamy do auta.

Postanawiamy kierować się na południe - w kierunku rumuńskiego wybrzeża. Jednak wcześniej zajeżdżamy jeszcze do Kiszyniowa. Ze zwiedzaniem ograniczamy się do ścisłego centrum, bo już jest dość późno (20.30). O 21 wchodzimy do centrum handlowego - w kawiarence internetowej uzupełniam FB, to forum Uśmiech i różne inne rzeczy. Koło 22 kończymy wizytę w galerii handlowej (i w Kiszyniowie) i kierujemy się na południe - do oporu!

Około 60 km za Kiszyniowem dwupasmówka się kończy, a zaczyna dziurawa droga (koło Cimislii). Dziury z prawdziwego zdarzenia, asfaltu jest nie więcej, niż połowa drogi... o 24 stajemy w Komracie, Tata robi parę zdjęć, ja akurat zasypiam Uśmiech podobno są tam piękne fontanny. Jedziemy aż do 3 rano, kiedy dojeżdżamy do Vulcanesti - 180 km za Kiszyniowem, kawałek za miasteczkiem śpimy w aucie, w winnicy koło kołchozu, w Gagauzji, na samym południu kraju.
Odpowiedz


Podobne wątki&hellip
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Przez nieznaną, bałkańską naturę 2015 (18-30.07.2015) Simon 4 6,369 10-03-2016, 23:24
Ostatni post: Simon
  Między Górami Bukowymi, a Matrą - VI.2015 Rafał 2 5,390 12-06-2015, 20:14
Ostatni post: Rafał
  Plany wyjazdowe 2015 Simon 10 11,570 24-04-2015, 12:34
Ostatni post: Simon



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości