05-05-2013, 15:19
A wiec ruszamy.
30 wracam z pracy pakujemy przygotowane rzeczy do samochodu. I spać mamy jechać jak wstaniemy . O godz 2:15 budzi mnie żona że kawa już zrobiona, dzieciaki wstają o dziwo bez najmniejszego problemu. O 3:20 tankujemy do pełna LPG (po 2,30) i za 200 paliwa 445km do celu słyszę miły głos Krzycha. Ruszamy na Barwinek o 6:20 tankowanie LPG na stacji (po 2.55 zgroza )w Dukli szybka kawa i dalej.
Droga przez Słowację tragedia dziury dziur kawałek równo i dziury dziury gdzieś po drodze zostawiam kawałek przedniego zderzaka.
W granicach godziny 10 jesteśmy na miejscu w Tokaju padło na Tiszavirág Camping. Nie mamy namiotu bo wiedzieliśmy że weźmiemy pokój.
Ceny na campingu.
Domek typu bungal 4 osoby 5700
Namiot 3700
Ogólnie camping hym nie przygotowany do sezonu w rozmowie z właścicielem łamanym angielskim dowiadujemy się że jest po powodzi pokazuje na budynku ile było wody to tak ok 40cm. Wszędzie krzątają się jacyś ludzie jedni malują drudzy coś naprawiają a jeszcze inni kopią. Brak zasłonek przy prysznicach. WC dobrze że czyste Na miejscu kilku Węgrów 2 samochody z Polski i Niemiec na motorze.
Ruszamy na zwiedzanie Tokaju łazimy bez konkretnego celu po miasteczku. Jest ciepło na termometrze w samochodzie 28 stopni. Wracamy do domku/pokoju konsumpcja jakiegoś zabranego jedzonka.
I co robimy miał być dzień lenia ale 2 minuty narady z małżonką i ruszamy do Nyireghaza do Zoo. O zgrozo nie ma gdzie zaparkować ludzi tłumy ehh to fajnie oczywiście wszędzie słychać rodaków (wyrobiłem sobie zdanie już dawno o większej części Polaków za granicą i zdania nie zmienię krzyki "panny" latają w tą i we wte. Może mam pecha ale większości takich spotykam) Cena 2 dorosłe i dwoje dzieci 4600ft. W zoo spędzamy sporo czasu jakieś lody (200 ft gałka) kawa 300ft itp. Jest już ponad 32 stopnie
Na wieczór wracamy do Tokaju obiado-kolacja w knajpce. Wyskok do miasta po "winko" i do wieczora siedzimy przed domkiem.
Rano pobudka jest ok 9 i porana toaleta w damskim wrzątek z kranu w męskiej części zimna woda jak dzień wcześniejszej wieczorem.No to na zakupy do Penny Market śniadanie i omawianie planu dnia. Pada na Debreczyn Krzychu podaje 82 km. Łazimy po mieście zwiedzamy jemy Langosze chyba najlepsze i tak mija sporo czasu. Ok godz 16 większość wyprawy domaga się obiadu no to gdzie co i jak oczywiście wszystko spada na mnie ale mam już swój plan. Do auta 22km słyszę od Krzycha i ok 16:30 jesteśmy w ... Hajdúszoboszló obiadek super mimo że drogo nazwy knajpki nie pamiętam. Spacerek po głównej uliczce i do auta. Znowu mój kupel Krzychu podaje do celu 103km. Na termometrze w aucie 32stopnie. Po drodze zwiedzamy TESCO zakupy wygospodarowałem też czas na tankowanie (LPG gdzieś w trasie274 ft/l) i powrót do miejsca zakwaterowania. Na campingu zmiana warty zjechało się jakieś młode towarzystwo Węgrów jest bardzo wesoło, 4 rodzinki też Węgierskie z dziećmi wiec jest głośniej niż w mieście a i 3 samochody z Polski i parę motocyklistów.
I wieczorny rytuał sklepik winko i spać.
O samym świcie koło 8:30 wstajemy jak dzień wcześniej zimna w męski ukrop w damskim no może mniej miejsca bo akurat wszyscy na raz.
Śniadanie takie tam gadki o wrażeniach "to co dzisiaj robimy"? pada pytanie. Oczywiście jako głowa rodziny spada to na mnie pada Eger nie słychać sprzeciwu. Najlepszy mój kumpel i przyjaciel tej wyprawy mówi miło do celu 130km. Po drodze jakieś małe podręczne zakupy w Szerencs. Na miejscu jesteśmy ok 13:30 zwiedzanie. Lody (180 ft/gałka) łazimy tam i z powrotem. Żona robi zakupy winka w sklepiku (pewnie drogo). Przychodzi czas na obiadek pada na Knajpkę Falank Fanny 4 zestawy za 890ft. Zjadamy ze smakiem. I pierwszy raz na tym wyjeździe nad miasto zbliża się czarna chmura. Ruszamy do samochodu po drodze zakupy w OBI bo jeszcze nie pisałem ale komarów multum na campingu. Krzychu coś zaczyna strasznie kombinować (pierwszy raz mu się to zdarza) ale ufam mu w 90%. Ale nie zawiodłem się na nim poprowadził mnie taką super drogą z Egeru do Miszkolca że banana na ustach miałem do samego wieczoru. Kręta podjazdy zjazdy ostro w lewo ostro w prawo pod górkę z górki SUPER wiedział co misie lubią najbardziej a 200 koników pod maska i tylny napęd bez kagańców ehh. No może tylko załoga na pokładzie nie za bardzo było zadowolona bo miejscami wycieraczka nie nadążała zbierać wody z szyby. W Miszkolcu tankowanie LPG. Oczywiście na campingu kolejna zmiana warty już o wiele mniej Polaków 2 auta więcej Węgrów.
Oczywiście wieczorny rytuał sklepik winko i spać.
Rano pobudka pakowanie i nie miły czas dla wszystkich powrót do domu.
Jeszcze parę butelek wina na łapówki dla rodziny i znajomych w Tokaju i w TESCO Szerencs. Tym razem nie dam się namówić Krzysiowi na podróż opisaną drogą nr 15 w innym dziale. Ruszamy na Miszkolc 498km podaje jak zawsze uczynny Krzyś. Potem Halmaj, Encs i granica Słowacka. Autostrada hehe można tak to nazwać kupiłem winietę jeszcze w Polsce. Kosice, w Presov droga miejscami przypomina nr 15 do tego w pewnym momencie zamknięta droga zoonk jak się później okazało były jakieś wyścigi uliczne. Albo nie było albo nie widziałem tabliczek z objazdem (pewnie nie było bo nie tylko ja zawracałem CB też nic nie informowało) i tu jak zawsze Krzyś staną na wysokości zadania. Jeszcze tankowanie LPG (0,699euro/l) i do domu koło Svidník wiem że już niedaleko Polska wyłączam na jakiś czas CB bo wiozę dzieci a uszy mi więdły. I tak Barwinek Rzeszów i Kraśnik i w domuu
O dziwo nie zaliczyłem żadnego checkpointu na Słowacji i wyjątkowo widziałem może ze dwie kontrole po drodze.
Wyjazd udany w sumie zrobione 1480km ale nie żałuje żadnego no może drogi nr15 że dałem się namówić na przejazd nią.
Fotek mało bo aparat odmówił posłuszeństwa lub fotograf du...a
30 wracam z pracy pakujemy przygotowane rzeczy do samochodu. I spać mamy jechać jak wstaniemy . O godz 2:15 budzi mnie żona że kawa już zrobiona, dzieciaki wstają o dziwo bez najmniejszego problemu. O 3:20 tankujemy do pełna LPG (po 2,30) i za 200 paliwa 445km do celu słyszę miły głos Krzycha. Ruszamy na Barwinek o 6:20 tankowanie LPG na stacji (po 2.55 zgroza )w Dukli szybka kawa i dalej.
Droga przez Słowację tragedia dziury dziur kawałek równo i dziury dziury gdzieś po drodze zostawiam kawałek przedniego zderzaka.
W granicach godziny 10 jesteśmy na miejscu w Tokaju padło na Tiszavirág Camping. Nie mamy namiotu bo wiedzieliśmy że weźmiemy pokój.
Ceny na campingu.
Domek typu bungal 4 osoby 5700
Namiot 3700
Ogólnie camping hym nie przygotowany do sezonu w rozmowie z właścicielem łamanym angielskim dowiadujemy się że jest po powodzi pokazuje na budynku ile było wody to tak ok 40cm. Wszędzie krzątają się jacyś ludzie jedni malują drudzy coś naprawiają a jeszcze inni kopią. Brak zasłonek przy prysznicach. WC dobrze że czyste Na miejscu kilku Węgrów 2 samochody z Polski i Niemiec na motorze.
Ruszamy na zwiedzanie Tokaju łazimy bez konkretnego celu po miasteczku. Jest ciepło na termometrze w samochodzie 28 stopni. Wracamy do domku/pokoju konsumpcja jakiegoś zabranego jedzonka.
I co robimy miał być dzień lenia ale 2 minuty narady z małżonką i ruszamy do Nyireghaza do Zoo. O zgrozo nie ma gdzie zaparkować ludzi tłumy ehh to fajnie oczywiście wszędzie słychać rodaków (wyrobiłem sobie zdanie już dawno o większej części Polaków za granicą i zdania nie zmienię krzyki "panny" latają w tą i we wte. Może mam pecha ale większości takich spotykam) Cena 2 dorosłe i dwoje dzieci 4600ft. W zoo spędzamy sporo czasu jakieś lody (200 ft gałka) kawa 300ft itp. Jest już ponad 32 stopnie
Na wieczór wracamy do Tokaju obiado-kolacja w knajpce. Wyskok do miasta po "winko" i do wieczora siedzimy przed domkiem.
Rano pobudka jest ok 9 i porana toaleta w damskim wrzątek z kranu w męskiej części zimna woda jak dzień wcześniejszej wieczorem.No to na zakupy do Penny Market śniadanie i omawianie planu dnia. Pada na Debreczyn Krzychu podaje 82 km. Łazimy po mieście zwiedzamy jemy Langosze chyba najlepsze i tak mija sporo czasu. Ok godz 16 większość wyprawy domaga się obiadu no to gdzie co i jak oczywiście wszystko spada na mnie ale mam już swój plan. Do auta 22km słyszę od Krzycha i ok 16:30 jesteśmy w ... Hajdúszoboszló obiadek super mimo że drogo nazwy knajpki nie pamiętam. Spacerek po głównej uliczce i do auta. Znowu mój kupel Krzychu podaje do celu 103km. Na termometrze w aucie 32stopnie. Po drodze zwiedzamy TESCO zakupy wygospodarowałem też czas na tankowanie (LPG gdzieś w trasie274 ft/l) i powrót do miejsca zakwaterowania. Na campingu zmiana warty zjechało się jakieś młode towarzystwo Węgrów jest bardzo wesoło, 4 rodzinki też Węgierskie z dziećmi wiec jest głośniej niż w mieście a i 3 samochody z Polski i parę motocyklistów.
I wieczorny rytuał sklepik winko i spać.
O samym świcie koło 8:30 wstajemy jak dzień wcześniej zimna w męski ukrop w damskim no może mniej miejsca bo akurat wszyscy na raz.
Śniadanie takie tam gadki o wrażeniach "to co dzisiaj robimy"? pada pytanie. Oczywiście jako głowa rodziny spada to na mnie pada Eger nie słychać sprzeciwu. Najlepszy mój kumpel i przyjaciel tej wyprawy mówi miło do celu 130km. Po drodze jakieś małe podręczne zakupy w Szerencs. Na miejscu jesteśmy ok 13:30 zwiedzanie. Lody (180 ft/gałka) łazimy tam i z powrotem. Żona robi zakupy winka w sklepiku (pewnie drogo). Przychodzi czas na obiadek pada na Knajpkę Falank Fanny 4 zestawy za 890ft. Zjadamy ze smakiem. I pierwszy raz na tym wyjeździe nad miasto zbliża się czarna chmura. Ruszamy do samochodu po drodze zakupy w OBI bo jeszcze nie pisałem ale komarów multum na campingu. Krzychu coś zaczyna strasznie kombinować (pierwszy raz mu się to zdarza) ale ufam mu w 90%. Ale nie zawiodłem się na nim poprowadził mnie taką super drogą z Egeru do Miszkolca że banana na ustach miałem do samego wieczoru. Kręta podjazdy zjazdy ostro w lewo ostro w prawo pod górkę z górki SUPER wiedział co misie lubią najbardziej a 200 koników pod maska i tylny napęd bez kagańców ehh. No może tylko załoga na pokładzie nie za bardzo było zadowolona bo miejscami wycieraczka nie nadążała zbierać wody z szyby. W Miszkolcu tankowanie LPG. Oczywiście na campingu kolejna zmiana warty już o wiele mniej Polaków 2 auta więcej Węgrów.
Oczywiście wieczorny rytuał sklepik winko i spać.
Rano pobudka pakowanie i nie miły czas dla wszystkich powrót do domu.
Jeszcze parę butelek wina na łapówki dla rodziny i znajomych w Tokaju i w TESCO Szerencs. Tym razem nie dam się namówić Krzysiowi na podróż opisaną drogą nr 15 w innym dziale. Ruszamy na Miszkolc 498km podaje jak zawsze uczynny Krzyś. Potem Halmaj, Encs i granica Słowacka. Autostrada hehe można tak to nazwać kupiłem winietę jeszcze w Polsce. Kosice, w Presov droga miejscami przypomina nr 15 do tego w pewnym momencie zamknięta droga zoonk jak się później okazało były jakieś wyścigi uliczne. Albo nie było albo nie widziałem tabliczek z objazdem (pewnie nie było bo nie tylko ja zawracałem CB też nic nie informowało) i tu jak zawsze Krzyś staną na wysokości zadania. Jeszcze tankowanie LPG (0,699euro/l) i do domu koło Svidník wiem że już niedaleko Polska wyłączam na jakiś czas CB bo wiozę dzieci a uszy mi więdły. I tak Barwinek Rzeszów i Kraśnik i w domuu
O dziwo nie zaliczyłem żadnego checkpointu na Słowacji i wyjątkowo widziałem może ze dwie kontrole po drodze.
Wyjazd udany w sumie zrobione 1480km ale nie żałuje żadnego no może drogi nr15 że dałem się namówić na przejazd nią.
Fotek mało bo aparat odmówił posłuszeństwa lub fotograf du...a