Liczba postów: 14
Liczba wątków: 3
Dołączył: 06.01.2013
Reputacja:
6
Czytam forum dopiero od kilku dni. Mam nadzieję, że to właściwy
wątek aby napisać o Pikniku Paneuropejskim i zachęcić do odwiedzenia tego miejsca.
Rok 1989 był rokiem wzbierającej fali wolności w Europie i czasem podejmowania, przez rządzących, prób ratowania imperium poprzez wewnętrzne reformy i rozmowy z Zachodem. Mur Berliński rozdzielał dwa światy.
Nieoczekiwanie komunistyczny rząd Miklósa Németha nakazał w maju 1989 r. zdjąć zasieki z drutu kolczastego na granicy Węgier z Austrią. Zdemontowano też elektroniczny system sygnałowy.
Ruch paneuropejski Ottona Habsburga i węgierscy opozycjoniści
zorganizowali Piknik w dniu 9 sierpnia 1989 roku przy węgiersko-austriackiej granicy (około 10 kilometrów od Sopron).
Zaproszono Węgrów i Austriaków, spodziewano się również przybycia NRD-owskich urlopowiczów wypoczywających nad Balatonem.
Punktem kulminacyjnym imprezy miało być symboliczne otwarcie starej bramy granicznej – od godziny 15-tej do 18-tej miano za okazaniem paszportów wpuszczać Austriaków, którzy chcieli wziąć udział w Pikniku. Nieoczekiwanie grupa blisko 200 osób ruszyła w milczeniu z Węgier do starej bramy przechodząc na teren Austrii. Byli to Niemcy z NRD.
Bohaterem dnia stał się podpułkownik Árpad Bella, dowódca posterunku węgierskiej straży granicznej, który wydał swoim podkomendnym rozkaz, by patrzyli w bok. Przekonał też swych austriackich kolegów, żeby nie zatrzymywali zbiegów. Tego dnia przeszło ponad 600 obywateli NRD (niektórzy podają że było to 1000 osób).
Artykuł - Piknik Paneuropejski
Uważam, że warto odwiedzić to miejsce. Najwieksze wrażenie zrobił na mnie pomnik w formie uchylonych drzwi w stronę Austrii. Poniżej kilka zdjęć z lipca 2011 roku.
Liczba postów: 3,686
Liczba wątków: 85
Dołączył: 13.09.2012
Reputacja:
2,450
13-01-2013, 21:08
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13-01-2013, 21:09 przez eplus.)
Bardzo ciekawy fakt, warty nagłośnienia. Osobiście uważam, że określenie "po upadku muru berlińskiego" powinno być ścigane tak, jak kłamstwo oświęcimskie. To nie Niemcy obalili komunę - oni poszli z kilofami na mur dopiero wtedy, gdy cały wschód śmiał się już z reliktów minionej epoki.
Podpułkownik bardzo na miejscu. Ale chyba niczego nie ryzykował - podpułkownik to Omałoco generał. Poza tym mógł zeznać, że on ani jego żołnierze niczego nie zauważyli.
Liczba postów: 1,760
Liczba wątków: 234
Dołączył: 17.07.2012
Reputacja:
1,038
13-01-2013, 22:01
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13-01-2013, 22:07 przez Waldek.)
(13-01-2013, 21:08)eplus napisał(a): (...)
Podpułkownik bardzo na miejscu. Ale chyba niczego nie ryzykował - podpułkownik to Omałoco generał. Poza tym mógł zeznać, że on ani jego żołnierze niczego nie zauważyli. Łatwo sobie piszesz o oficerze węgierskim. Ja uważam, że ustalenia tego jak powinien się zachować zapadały w otoczeniu premiera Németha.
Mieszkańcy NRD różnymi drogami starali wydostać się na zachód w 1989 roku. Byli tacy, którzy próbowali przez Polskę. Jednak znakomita większość obrała jako cel Węgry. Na Węgrzech były zorganizowane "obozowiska" w których przebywali NRD'owcy. Wiem, że w urządzaniu tych "obozowisk" mocno angażował się kościół austriacki. Fatalną rolę spełnili Czesi. Kiedy zorientowano się, że Niemcy z NRD masowa wjeżdżają na teren Węgier, ci zaczęli najpierw utrudniać im przekraczanie granicy, a później pod jakimđ pretekstem zawracali do domu. Pamiętam osobne kolejki Niemców w swoich trabantach czy wartburgach czekających w Sahach na przepuszczenie przez granicę. To nie był budujący widok!
Liczba postów: 3,686
Liczba wątków: 85
Dołączył: 13.09.2012
Reputacja:
2,450
Niemcy z NRD uciekali na Zachód, aż w końcu Zachód przyszedł do nich. I po co im było to stanie w kolejce?
A w Czechach to Havel tak utrudniał, czy jeszcze Husak, bo nie pamiętam?
Co źle napisałem o oficerze? Jeśli było odgórne polecenie, to tym bardziej nic mu nie groziło.
Liczba postów: 14
Liczba wątków: 3
Dołączył: 06.01.2013
Reputacja:
6
Rzeczywiście w tym czasie zmieniono odgórne zalecenia ale wiele zależało od komendantów straży granicznej i od tego, jak oni interpretowali odgórne dyrektywy. Rok 1989 był okresem niepewności. Nakaz strzelania został złagodzony: broni palnej można było używać już tylko w przypadku obrony koniecznej.
„Każde inne działanie byłoby szaleństwem” powiedział Bella kiedy obchodzono 20-tą rocznicę Pikniku Paneuropejskiego. „Nie miałem nadziei, że wyjdę z tego bez szwanku. Ale nie dostałem żadnego wezwania, nie było żadnych przesłuchań. Wszystko zatuszowano.”
Liczba postów: 1,760
Liczba wątków: 234
Dołączył: 17.07.2012
Reputacja:
1,038
W lecie 1989 roku grupa około 140-150 uchodźców niemieckich z NRD wkroczyła do ambasady RFN w Budapeszcie, konsulatu i wydziału wizowego. Sytuacja ta całkowicie sparaliżowała pracę ambasady. Był kłopot z ich utrzymaniem, rząd RFN nie mógł ich wysłać na zachód, ale nie mógł też odesłać uchodźców do NRD. Wśród uchodźców byli też agenci Sztazi. Uchodźcy na terenie ambasady RFN korzystali z ochrony dyplomatycznej, nie mogli jednak opuścić terytorium ambasady bo służby węgierskie musiały by ich odesłać do NRD. Sytuacja z dnia na dzień stawała się coraz trudniejsza do zniesienia, a pomysłów na jej rozwiązanie nie było widać.
W dniu 23 sierpnia 1989 roku wiceminister spraw wewnętrznych Ferenc Pallagi wezwał do siebie zastępcę szefa grupy III/II. kontrwywiadu László Dankó. Podczas rozmowy powiedział mu, że premier Miklós Németh prosi o pomoc służby w wywiezieniu z Węgier uchodźców NRDowskich. Na dodatek nie na wschód, a na zachód. Wiceminister spraw wewnętrznych nie mógł wydać oficjalnego rozkazu ponieważ. w myśl obowiązujących przepisów, podwładni mogli odmówić wykonania rozkazu prowadzącego do popełnienia przestępstwa. Podczas rozmowy okazało się, że o tym planie wie tylko kilku członków rządu: Gyula Horn minister spraw zagranicznych, István Horváth minister spraw wewnętrznych i jeszcze dwie osoby, których Pallagi nie wymienił z nazwiska. Pallagi zapytał ile czasu potrzebują na przeprowadzenie akcji? László Dankó odpowiedział, że można ją przeprowadzić w ciągu 24 godzin. Następnego dnia o 10 spotkała się grupa operacyjna w której uczestniczyli: przedstawiciel ministerstwa spraw zagranicznych, człowiek z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża (kontrwywiad ustalił, że był to oficer RFNowskich tajnych służb - BND, który prezentował się jako bardzo doświadczony w tej pracy), pracownik Węgierskiego Czerwonego Krzyża i oficerowie kontrwywiadu węgierskiego. W nocy przygotowali plan, który został zaakceptowany.
Według planu w nocy 24 sierpnia o godzinie 24 przed każdy z trzech budynków placówek RFN w Budapeszcie jednocześnie podjadą autobusy do których muszą wsiąść uchodźcy w ciągu 10-15 minut. Zadaniem dyplomatów pracujących w ambasadzie było poinformowanie Niemców wschodnich na godzinę przed podstawieniem autobusów, że wyjeżdżają z Węgier. Według wywiadu węgierskiego wśród zgromadzonych na terenie ambasady RFN uchodźców niemieckich było 8 do 10 szpiegów NRDowskich. Według danych kontrwywiadu w tym okresie w Budapeszcie przebywała duża grupa ludzi Sztazi. Kontrwywiad obawiał się, że Sztazi może zablokować akcję. Zadaniem ochrony BND było to żeby do momentu przyjazdu autobusów żadne informacje się nie wydostały się na zewnątrz.
Oficjalnie obywatele NRD wyjeżdżali z Węgier na podstawie dokumentów wydanych przez Czerwony Krzyż, rząd węgierski zgodził się na to z przyczyn humanitarnych. Nie było żadnej oficjalnej informacji, że całą akcję organizuje kontrwywiad węgierski. Zadaniem ministerstwa spraw zagranicznych i Czerwonego Krzyża było zabezpieczenie samolotu należącego do Szwajcarii (wynajętego przez Czerwony Krzyż) w gotowości do startu na lotnisku Ferihegy. Niemiecka ambasada ze znaną sobie precyzją zorganizowała akcję. W trzech miejscach o 23.00 poinformowali uciekinierów, że zostaną przewiezieni samolotem na zachód. Część uchodźców nie uwierzyła, że to jest prawda. Niektórzy obawiali się pułapki i wzywali pozostałych do pozostania na miejscu. Ostatecznie w sumie 101 osób wsiadło do trzech autobusów, część mężczyzn pozostała w placówce. Oni mieli nadzieję, że gdyby to była zasadzka to kobiety i dzieci nie będą krzywdzeni. Brak zaufania pojawił się również podczas organizacji akcji. Pracownik ambasady RFN zapytał jakie gwarancje może dać Węgierski Urząd Bezpieczeństwa Państwa, że uchodźcy nie trafia do gułagu?
Po chwili rozmyślania węgierska strona dała oficerskie słowo honoru, które strona RFNowska przyjęła. W ambasadzie akcja została tak przygotowana, że wsiadający do autobusów otrzymali kolorowe kartoniki w kształcie trójkątów i kwadratów. Uchodźcy przy opuszczaniu budynków mogli wejść tylko do autobusów nikt nie mógł przejść w inne miejsce. W każdym autobusie było po dwóch węgierskich oficerów kontrwywiadu władających językiem niemieckim.
Był niewielki incydent kiedy przy konwoju jadącym ulicą Üllöi pojawił się samochód policyjny na syrenie. W autobusach wybuchła panika i uchodźcy wyruszyli w kierunku drzwi. Wielu chciało wyskoczyć, ktoś chciał opuścić autobus wyjściem bezpieczeństwa. Słychać było krzyki. i zapanował strach. Węgrów zaskoczył obraz strachu, który pokazywał co może spotkać tych, których złapią służby wschodnio niemieckie. Uspokoili oni podróżujących uchodźców mówiąc, że samochód policyjny nie przyjechał po nich. Zobaczyli jak oddalił się on od autobusów nie zatrzymując ich.
Autobusy o godzinie 2 o świcie przybyły na lotnisko. Na płytę lotniska zostały wpuszczone przez wjazd gospodarczy i zatrzymały się przy samolocie Swissair. Członek Międzynarodowego Czerwonego Krzyża (cywil) oficjalnie zameldował przybycie uchodźców i ich gotowość do
wejścia do samolotu. Z autobusów wysiadały kobiety ze strachem na twarzach i kilkuletnimi dziećmi na rękach. Ich wygląd poprawiał się jak zobaczyli załogę samolotu szwajcarskiego. Oficerowie BND pośpiesznie kierowali ludzi w kierunku drzwi samolotu. Kiedy wszyscy zajęli miejsca w samolocie i pilot powiadomił, że najbliższym portem, gdzie ląduje samolot, będzie Wiedeń w samolocie wybuchło szczęście.
Był jeszcze jeden niewielki problem. Samolot nie chciał wystartować wcześniej bo pilot twierdził, że ma zapisany start na godzinę 3. Wywołało to kolejny niepokój wśród podróżnych. Samolot był gotowy do drogi o 2:30. Dyskusja z pierwszym pilotem stała się coraz ostrzejsza i węgierscy oficerowie tajnych służb o mało nie pobili pierwszego pilota. W końcu po poleceniu z wieży, że ma natychmiast opuścić obszar Węgier samolot wystartował.
Rano o wpół do siódmej wiedeńskie radio zakomunikowało, że przybyło do Wiednia 101 obywateli NRD na pokładzie samolotu Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Rano o 8 wpadł do kontrwywiadu węgierskiego oficer łącznikowy tajnych służb NRD i zapytał czy słyszeli co się wydarzyło? Odpowiedzieli, że nic nie wiedzą, ale sprawdzą to. Po godzinie potwierdzili informację, że Czerwony Krzyż wywiózł 101 obywateli wschodnich Niemiec. O 10 przybył oficer łącznikowy KGB i powiedział: wyglądacie na bardzo zmęczonych. Co robiliście nocą? Służby wiedziały, że takiej akcji nie można przeprowadził bez współpracy z kontrwywiadem. Nie zrobili z tego jednak wielkiego problemu.
Na podstawie http://www.mult-kor.hu
Ironią losu było to, że kontrwywiad węgierski razem ze służbami specjalnymi RFN organizuje transport uchodźców wschodnio niemieckich z ambasady RFN w Budapeszcie i jednocześnie reżim węgierski śledzi ruchy opozycji demokratycznej i szykanuje jej członków.
Liczba postów: 480
Liczba wątków: 4
Dołączył: 31.01.2012
Reputacja:
113
Od dawna nie noszę już munduru, ale z tego co pamiętam, to od podpułkownika do generała była całkiem spora przepaść. Pułkownik - zgoda, bywał OMC, ale podpułkownik to był często stopień kresu kariery dla oficerów, którzy nie kończyli akademii, kursów dowódczych itp. szkoleń.
Waldek, czy to ironia losu? Co by nie mówić o różnych służbach, to one są powołane do ochrony państwa. Tak było wtedy, tak jest teraz. Dzisiaj również śledzą ruchy tych, którzy - jak Adaś Haps - knują.
Liczba postów: 2,303
Liczba wątków: 240
Dołączył: 28.01.2012
Reputacja:
375
Jako że temat wyjątkowo ciekawy pozwolę sobie wyodrębnić nowy wątek.
Liczba postów: 1,760
Liczba wątków: 234
Dołączył: 17.07.2012
Reputacja:
1,038
(14-01-2013, 1:33)moziba napisał(a): (...) Waldek, czy to ironia losu? Co by nie mówić o różnych służbach, to one są powołane do ochrony państwa. Tak było wtedy, tak jest teraz. Dzisiaj również śledzą ruchy tych, którzy - jak Adaś Haps - knują.
Wiedziałem, że łatwo nie będzie! Nie chcę się tłumaczyć, że ten fragment też był inspirowany wskazanym źródłem. Dla mnie "specyficzna wielowątkowość służb" nie jest do końca zjawiskiem naturalnym. Wiem, że tak jest ale czy muszę to akceptować?
Piszesz, że służby powołane są do ochrony państwa i ja się zgadzam. Tylko przypomnij sobie jak te służby były wykorzystywane w naszym kraju dla ochrony interesów partii rządzących. Użyłem czasu przeszłego i chciałbym żeby taka była prawda.
Liczba postów: 3,686
Liczba wątków: 85
Dołączył: 13.09.2012
Reputacja:
2,450
Też kiedyś nosiłem zielony mundur i podpułkownik był szefem sztabu, a pułkownik dowódcą jednostki - specjalnej różnicy nie było. Oczywiście generałów widywałem tylko z daleka i niechętnie.
Jeśli pułkownik był szefem budki wartowniczej, gdzie wystarczyłby pewnie porucznik, to wyobrażam sobie, że miał dobre układy z "górą" i dostał niezbyt męczące stanowisko, które w pewnym momencie i tak okazało się bardzo odpowiedzialne, ale widać nie za darmo go awansowali pułkownika.
Sam kiedyś w czasie alarmu musiałem wyjść przez płot na wesele kolegi i wcześniej poprosiłem wartownika, żeby chwilę popilnował z drugiej strony budynku.
|