Cześć.
Nie wiem, czy ta informacja komukolwiek na coś się przyda, ale na wszelki wypadek daję znać, że 2 lata temu, mając 95% z rozszerzonego polskiego i 90% z rozszerzonego angielskiego, byłam 7. czy tam 8. na liście przyjętych (składałam papiery jeszcze na UW i nie pamiętam, która byłam gdzie tak dokładnie). Wydaje mi się, że z roku na rok zwiększają limit - pamiętam, że wykładowcy dziwili się, widząc na liście bodaj 31 nazwisk. Ludzie jednak z czasem się wykruszają, w ciągu roku/półtora ich liczba może się zmniejszyć nawet o połowę, a wykładowcom zależy, by dostatecznie dużo zostawało nas na studia magisterskie, więc kto wie, może Wasze szanse będą w kolejnych rekrutacjach większe, niż byłyby jeszcze parę lat temu.
Co do poziomu nauczania, na zajęcia z węgierskiego nie narzekam, prowadzące są zaangażowane i zależy im, by faktycznie nas nauczyć, co nie zmienia oczywiście faktu, że trzeba też samemu być zaangażowanym i uczyć się sumiennie, by nie być nieprzyjemnie zaskoczonym na egzaminie końcowym. Pozostałe przedmioty również wymagają trochę pracy (ot, chociażby dwie prace semestralne rocznie z historii Węgier będące jedynie warunkiem podejścia do właściwego egzaminu), ale wszystko jest w granicach normy. Miło wspominam zajęcia z fonetyki, chociaż wydłużyłabym je o kolejny semestr - wydaje mi się, że jeden to za mało, ponieważ niektórym opanowanie poprawnej wymowy wszystkich dźwięków sprawia trudność nawet na II roku.
Moją osobistą bolączką jest brak możliwości wyboru drugiego języka - na I roku obowiązkowo łacina, później - estoński, i nie ma że nie. Na UW przynajmniej można wybrać między nim a fińskim, a na UAM między angielskim a niemieckim, a tu... Cóż, niech pociechą będzie fakt, że - jak już tu pisali inni - wykładowcy są przeważnie wyrozumiali i "ludzcy". Zwłaszcza pan Puu od estońskiego.
Prof. Waniakowa od językoznawstwa i prof. Stachowski od etymologii to również wspaniali dydaktycy, za ich zajęciami się tęskni.
Tak na marginesie: zajęcia odbywają się w budynku starego seminarium, którego czar bardzo szybko pryska, podczas gdy anglistyka, germanistyka i językoznawstwo mają do dyspozycji nowiuteńkie Paderevianum II zaledwie niecałe 300 metrów dalej. Chodzą słuchy, że i my mamy się za jakiś czas przenieść do starego Collegium Paderevianum, gdy już je odnowią, ale kiedy to nastąpi - Bóg jeden raczy wiedzieć.