Przez Góry Bukowe włóczęga z namiotami
#1
Myślałem, że tą wycieczkę już tu wrzucałem, ale widać nie. Jest już archiwalna, bo miała miejsce we wrześniu 2013 roku Uśmiech

Skład wyprawy był pięcioosobowy - prócz mnie Eco zwany też, dla wkurzenia go, Andrzejkiem, Grzesiek oraz dwie ciemnogłowe - Kamka i Iwona.

Spotkaliśmy się w piątek, 13-go w Katowicach - pogoda nieszczególna, lekko siąpi. Najpierw zakichanymi Kolejami Śląskimi jedziemy do Soli, skąd przesiadka na podstawiony autobus i lądujemy w zabitej dechami dziurze, czyli w Zwardoniu.

Mimo złych prognóz tym razem nie pada. Idziemy w kierunku grani, mijając ciemne dawne schronisko. Potem odbijamy trochę za wysoko, ale w końcu lądujemy w chatce Skalanka. Mi, niestety, rozwala się nie piec, ale flaszka Mastiki, przywiezionej z Bułgarii - udaje nam się uratować niecałą 1/3, ale co to jest Smutek

Noc jest wyjątkowo krótka, bo o 3:30 pobudka! Nigdy tak wcześnie w górach nie wstawałem. Wieczorem nie lało, ale teraz tak - schodzimy więc w deszczu do Serafinova, gdzie o 4:45 odjeżdża motoriczka. Wkrótce jesteśmy w Czadcy, i mamy pół godziny do kolejnej przesiadki. Idę z chłopakami zobaczyć, co tam jest na dworcu nowego, a tam otwarta... cukiernia. W rzeczywistości to normalna knajpa, więc o 5:30 rano pada pierwsze piwko Oczko

[Obrazek: DSC_9165.JPG]

Następnie maraton przesiadek - pociąg do Koszyc, stamtąd do Slovenskiego Novego Mesta na samej granicy. Wstaliśmy wcześnie, więc jesteśmy tam jeszcze przed południem i możemy posiedzieć chwilę w knajpie niedaleko dworca. Ta chwila trochę się przedłuża, więc później muszę grupę pospieszać, abyśmy zdążyli na węgierski pociąg z Sátoraljaújhely (historycznie Slovenske Nove Mesto to jego dzielnica, sztucznie oddzielona przez zachodnich "specjalistów" po traktacie w Trianion).
[Obrazek: DSC_9194.JPG]
[Obrazek: DSC_9201.JPG]

Węgierskimi pociągami suniemy dalej, jest wesoło, a za oknem ciekawe widoki, typu młodzi Cyganie na dachu wychodka.
[Obrazek: DSC_9213.JPG]
[Obrazek: DSC_9217.JPG]

Niestety, przegapiamy wysiadkę i dojeżdżamy dwie stacje za daleko - do Füzesabony. W sumie wychodzi nam to na dobre i robimy zakupy (głównie piwo Borsodi, które jeszcze odbije nam się czkawką). Za chwilę mamy pociąg powrotny w którym ekipa pokazuje stary bilet (tylko ja się sfrajerzyłem i kupiłem nowy) - konduktor kasuje go bez słowa pretensji.

W końcu wysiadamy w Mezőkövesd, gdzie rychło pojawia się miejscowy żulik. Konwersacja trwa pełną gębą (on po węgiersku, my po polsku i wszyscy jesteśmy zadowoleni), ciągle woła "Borat" (ten z filmu? - chyba jednak chodziło o słowo "brat" - sami bracia Szeroki uśmiech), skręcika też nie odmówi, a jeszcze daje Eco małe radyjko, żeby puścił coś dobrego Oczko



CDN...
Odpowiedz
#2
W przydworcowym sklepiku bez problemu można kupić piwo, a na dworze raz pada, raz świeci słońce.
[Obrazek: DSC_9238.JPG]
[Obrazek: DSC_9233.JPG]

Podjeżdża Ikarus, ostatni, na szczęście, transport tego dnia. Zawozi nas do Bogacs, miasteczka słynącego z wód termalnych i winnic. Z wód rezygnuję, bo jest dość zimno, za to urządzamy sobie mały rajd po lokalach: najpierw knajpa, potem restauracja z kolacją, potem knajpa, gdzie nalewają nam wina, a potem, na rogatkach osady, knajpa, gdzie jest jakaś potańcówka i razem z Eco nie umiemy się oprzeć, więc wywijamy pod sceną Szeroki uśmiech
[Obrazek: DSC_9245.JPG]
[Obrazek: DSC_9260.JPG]

Wyszliśmy z knajpy już po północy (z Eco chętnie zostalibyśmy dłużej, ale dziewczynom było zimno) i, przyznaję szczerze, słabo pamiętam trasę do miejsca noclegowego Oczko A że ciężko było takie przyzwoite znaleźć, to rozbiliśmy się tuż obok bocznej drogi. Musiałem jeszcze zmusić Grzesia do rozstawienia ze mną namiotu, bo przejawiał ochotę do noclegu bez niego Szeroki uśmiech

Rano wita nas piękne słoneczko. Śniadanko i toalety uskuteczniamy na środku drogi Uśmiech
[Obrazek: DSC_9265.JPG]
[Obrazek: DSC_9275.JPG]

Na szczęście droga, prowadząca do jakiejś farmy, była bardzo boczna - od pobudki minęło nas jedno zdziwione auto, a gdy już się spakowaliśmy jeszcze jakiś traktor z dziećmi.


...
Odpowiedz
#3
Po zejściu kierujemy się do nieodległej wioski (planowaliśmy tam dotrzeć już wieczorem, ale Bogacs nas pokonał) o nazwie Cserepfalu, malowniczo położonej między skoszonymi polami a południowymi grzbietami Gór Bukowych.
[Obrazek: DSC_9279.JPG]
[Obrazek: DSC_9281.JPG]
[Obrazek: DSC_9283.JPG]

Wioska, jak wioska - charakterystyczne dla Węgier domki, w środku kościół ewangelicki i pomniki poległych w obu wojnach.
[Obrazek: DSC_9293.JPG]

Ku naszej radości niedaleko kościoła jest knajpa - wzbudzamy tam w środku sporą sensację (niedziela w południe a tu wpada banda obcokrajowców z plecakami) i od razu dosiada się do nas miejscowy. Znowu trwa dyskusja:
- <węgierski> Ble ble ble
- <eco> tak, też mi się tak wydaje
- <węgierski> ble ble ble
- <eco> oczywiście, nie raz tak robiłem Szeroki uśmiech

Miejscowy pożycza kapelusz, fotografuje się z nami, aż w końcu stawia po kolejce piwa! Już mieliśmy wychodzić, ale skoro trzeba...
[Obrazek: DSC_9306.JPG]

Po niemal trzech godzinach udaje nam się w końcu wyjść - pana sponsora mijamy po drodze, jak obija się od ścian budynków. Opuszczając wioskę mamy piękny widok na góry, wyraźnie widać nasz cel - dolinę Hrónu.
[Obrazek: DSC_9311.JPG]
[Obrazek: DSC_9312.JPG]

Ku wyraźnemu niezadowoleniu dziewczyn siadamy jeszcze na chwilę w knajpce przed samymi górami na jednego Drehera. Potem wreszcie wchodzimy do parku narodowego.
[Obrazek: DSC_9318.JPG]

Już po chwili mamy okazję zajrzeć do pierwszej, okazałej jaskini Suba-lyuk.
[Obrazek: DSC_9324.JPG]

Nazwa ponoć oznacza "Dziurę w baranicy", a ciekawostką jest fakt, że w latach 1932-1945 nosiła imię Mussoliniego - hmm, czym Duce się zasłużył dla tej jaskini? W środku jeszcze w XIX wieku znaleziono kości neandertalczyków - dorosłej kobiety i dziecka sprzed ponad 61 tysięcy lat - oraz prehistoryczne narzędzia.

[Obrazek: DSC_9327.JPG]

Idziemy wzdłuż potoku Hór, który w tym miejscu ma kolor brudnej kałuży. Szukamy jakiegoś miejsca na nocleg, ale dookoła nas ostro spadające stoki albo chaszcze.
[Obrazek: DSC_9333.JPG]

W końcu znajdujemy długą polankę, osłoniętą od drogi krzakami i niedaleko potoku. Rozstawiamy namioty, rozpalamy ostrożnie ognisko. Ale ta noc jest jakaś dziwna... zmęczenie kładzie mnie do namiotu, przez sen słyszę jakieś bluzgi - okazało się, że to Eco najpierw się śniło, że zapłodniła go kosmitą Dana Scully, a potem zaczął się tak dziwnie zachowywać, że pozostali poważnie podejrzewali, że opanował go Zły :dev Potem śni mi się, że się budzę i idę do ogniska, więc... się budzę i idę do ogniska Szeroki uśmiech A dookoła kompletna ciemność.

Poranek znowu piękny (w Polsce podobno w tym czasie tak fajnie nie było), zatem bierzemy z Eco kąpiel w Hrónie.
[Obrazek: DSC_9361.JPG]
[Obrazek: DSC_9355.JPG]

Zimna woda była płytka, trzeba się było nagimnastykować, aby cokolwiek zamoczyć Oczko Po jakimś czasie słyszymy, że drogą coś jedzie - staje samochód, trzaskają drzwi. Z niecierpliwością czekamy, czy coś się wydarzy, ale po kilkunastu minutach drzwi trzaskają znowu i auto odjeżdża...

Potem śniadanko i ruszamy zdobyć pobliskie ruiny zamku - Odorvar. Eco, łamiąc zasady kolektywu, potajemnie rzuca plecak w krzaki (podejście jest zabójcze) - nie ma wyjścia, musimy zrobić to samo.

Same ruiny okazały się tym, czym spodziewałem - niczym! To kupa skał (nawet nie kamieni), ale za to są piękne widoczki.
[Obrazek: DSC_9381.JPG]
[Obrazek: DSC_9384.JPG]
[Obrazek: DSC_9386.JPG]
[Obrazek: DSC_9387.JPG]
Odpowiedz
#4
Obok ruin jest wiata ze stryszkiem, przy której stoi samochód z obsługi parku (może ten sam, co nas nastraszył rano) - kierowca posiedział, zebrał śmieci, wypił piwo i pojechał w dół Uśmiech
[Obrazek: DSC_9377.JPG]

Wracamy po plecaki i kontynuujemy wędrówkę wzdłuż Hrónu.
[Obrazek: DSC_9405.JPG]

Co jakiś czas formacje skalne i mniejsze jaskinie oraz groty.
[Obrazek: DSC_9404.JPG]

Idzie się fajnie, co jakiś czas robimy popasy, bo posuwamy się w miarę szybko, a dzień jeszcze młody. Na szerokiej polanie odbijamy w kolejną dolinę - Balla. W oczy kuje kompletny brak drogowskazów szlakowych - od wczoraj ani kierunków, ani czasów czy kilometrów. To tym bardziej dziwne, że w okolicach Szilvasvarad, w zachodniej części pasma, takich znaków jest pełno.

Przy końcu doliny, tuż przed wsią, jest druga, bardzo szeroka jaskinia, o nazwie Balla, jak dolina.
[Obrazek: DSC_9455.JPG]

W długiej na 54 metry pieczarze też odkryto prehistoryczne ludzkie szczątki.
[Obrazek: DSC_9465.JPG]

Wchodzimy do miejscowości Répáshuta - jest to miejscowość dwujęzyczna (Répášska Huta), gdyż 49% mieszkańców stanowią Słowacy. Skąd się tu wzięli? Gdy w XIX wieku w Górach Bukowych nastąpiła industrializacja, powstawały huty szkła i żelaza (obydwie z nich także tutaj - co przetrwało w nazwie w obu językach), a także rozpoczęto na szeroką skalę wypalanie węgla drzewnego, drwale przybyli z Górnych Węgier, czyli dzisiejszej Słowacji.

Wioska jest nieduża (niecałe 500 mieszkańców) i jest jedną z zaledwie kilku, które leżą w sercu Gór Bukowych - niemal wszystkie miejscowości okalają pasmo ze wszystkich stron, ale nie w środku.
[Obrazek: DSC_9492.JPG]

Jest tu mikroskopijna poczta, niewielki kemping, kościół, dwujęzyczna szkoła...
[Obrazek: DSC_9473.JPG]

...ale co najważniejsze - sklep i restauracja z knajpą Uśmiech

Robimy zakupy (przy okazji obserwuję niewiarygodnie durne dzieciaki z jakiejś mieszanej węgiersko-niemieckiej wycieczki) i siadamy do restauracji - głód naprawdę daje się we znaki. Ceny może nie najniższe, ale żarcie pyszne! Ponieważ w drugiej części budynku jest knajpa, gdzie ceny piwa są niższe, przeciągamy tam plecaki Oczko

[Obrazek: DSC_9498.JPG]

Knajpa jest niby czynna do 21, ale już o 20.30 sugerują nam, żeby opuścić lokal (miejscowi żule już dawno poszli do domów). Ruszamy więc w ciemnościach w kierunku oznaczonej na mapach wiaty z prędkością światła.

[Obrazek: DSC_9507.JPG]

Plecaki po zakupach swoje ważą, do tego obiad w brzuchu, więc idzie się źle. Andrzeja co jakiś czas dopada Zły i wtedy lasem ciągną się bluzgi. W końcu jednak po godzinie 21 dochodzimy do wspomnianej wiaty.
[Obrazek: DSC_9513.JPG]
[Obrazek: DSC_9515.JPG]

Wiata jest wypasiona - nie ma co prawda stryszka, ale jest długa i bez problemów zmieści się tam na ziemi kilka osób. Ściany są solidne, chronią od wiatru, dach jakiś czas temu wyremontowano. Obok jest przygotowane miejsce na ognisko, ławeczki, stoliki, kosze na śmieci - po prostu super! Nawet położona o kilkadziesiąt metrów dalej droga Eger - Miszkolc nie przeszkadza, bo auta ledwo nas widzą. Do pełni szczęścia zabrakło tylko wychodka i, tego się nie przeskoczy, źródła wody.

Wieczór i noc upływa nam na smażeniu kiełbasek, zapiekanek, dziwnych rozmowach i obserwowaniu jak Eco znowu dopada Zły...
[Obrazek: DSC_9519.JPG]
[Obrazek: DSC_9527.JPG]

Dziewczyny mają kiepskie śpiwory, więc Eco rozkłada im namiot i tam idą spać - my z Grzesiem wybieramy wiatę. Problem taki, że mamy współlokatorkę - coś srebrnego z długim ogonem, ni to wiewiórka, ni łasica, szaleje po dachu, ścianach i między plecakami. Czy rano dane nam będzie się obudzić, czy czasem nie rzuci się do gardeł? Któż to wie?...
[Obrazek: DSC_9533.JPG]
Odpowiedz
#5
Na szczęście współlokatorka nas pod wiatą nie pożarła, ale rano we wtorek budzi nas walenie deszczu w dach. Potem, na szczęście, przestaje padać, lecz niskie chmury jednoznacznie wskazują, że pogoda tego dnia nie piękna nie będzie.
[Obrazek: DSC_9538.JPG]

Jak zwykle zbieramy się dość powoli i na szlak wychodzimy dopiero po 11. Mokra trawa, w lesie ciemno jakby był już wieczór, a nie południe. Zaczyna mżyć...

[Obrazek: DSC_9550.JPG]
[Obrazek: DSC_9553.JPG]
[Obrazek: DSC_9557.JPG]

W pewnym momencie ekipa zostawia plecaki i idzie zobaczyć pobliską jaskinię - mnie się nie chce, więc czekam spokojnie na poboczu drogi Eger - Miszkolc, co jakiś czas obserwując zdziwione miny kierowców. Wracają po pół godzinie - jaskinia była niewielka, więc nic nie straciłem. Gorzej, że z mżawki robi się deszcz - początkowo niewielki, w lesie za bardzo nie szkodzi, ale z każdą minutą przybiera na sile. Konieczne staje się wyjęcie peleryn i kurtek...
[Obrazek: DSC_9561.JPG]

Po wyjściu z lasu na drogę to już normalna ulewa Smutek nastroje coraz bardziej minorowe - w tej nieszczególnej chwili trafiamy, przy mijanych gospodarstwach, na otwartą rustykalną restaurację. W środku nie jest za ciepło, ale cieplej niż na dworze, ale najważniejsze, że sucho Uśmiech Zamawiamy po gulaszu i pikantnych papryczkach, które wrzucone do zupy odpowiednio nas później ogrzeją.
[Obrazek: DSC_9566.JPG]

Z piwa króluje Borsodi - coraz bardziej mamy dość tego trunku, z każdym kolejnym łykiem jest coraz bardziej paskudny...

Po jakimś czasie zbieramy się i ruszamy dalej - akurat przestało padać, ale wszystko dookoła mokre. Przechodzimy przez las - najpierw z gęstymi, młodymi drzewkami, potem już typowo bukowy... Klimat jak z lasu Sherwood - tylko patrzeć za szeryfem i Gisbernem...

[Obrazek: DSC_9576.JPG]

Las się kończy, ponownie pojawiają się zabudowania - to wioska Bükkszentkereszt, podobnie jak Répáshutá wyjątkowo położona między górami, a nie na obrzeżach. Również tutaj żyje mniejszość słowacka (20%) - stąd druga nazwa Nová Huta, zdradzająca działają niegdyś w tym miejscu hutę szkła.
[Obrazek: DSC_9584.JPG]
Odpowiedz
#6
Miejscowość jest większa niż poprzednia i leży już za granicami parku narodowego.
[Obrazek: DSC_9595.JPG]

Naszą radość wzbudza szereg drewnianych domków, w których kryją się piwiarnie oraz winiarnie Uśmiech
[Obrazek: DSC_9605.JPG]

Siadamy w jednej z nich, kupując piwko (na szczęście mieli nie tylko Borsodi) i coś mocniejszego na rozgrzanie. Przy skręciku pojawia się miejscowy i zaczyna się konwersacja podobna do tych sprzed kilku dni Oczko - bezsprzecznie ustalamy, że Węgier był kiedyś w Zakopanym, i, o dziwo, chyba mu się podobało!

Po kilku głębszych zaczyna nas męczyć głód i przenosimy się do nieodległej restauracji - stwierdzam jednak, że ceny są trochę za wysokie, więc z dziewczynami udaję się z powrotem do domków, zamówić tradycyjnego węgierskiego gyrosa. Pani z obsługi kręci nosem, że już późno, ale w końcu wsadza coś do mikroweli i gotuje. Węgier od Zakopanego próbuje do nas zagadać, chyba niezbyt stosownie, bo dostaje zjebkę od właściciela, wyzywającego go od idiotów Oczko Gyros jest nawet jadalny, a Iwona w ramach prezentu dostaje do niego dorodnego włosa pani z obsługi Szeroki uśmiech

Powtarza się sytuacja z wieczora poprzedniego - co prawda speluna otwarta jest niby do 21, ale już po godzinie 20 najlepiej opuścić lokal. Chłopaki w restauracji też już kończą jeść, więc zbieramy wszystkie rzeczy i ruszamy na nocleg.

Na dworze wieje mocny wiatr i zrobiło się tak zimno, iż wydaje się, że zaraz zacznie padać śnieg.
[Obrazek: DSC_9614.JPG]
Odpowiedz
#7
Czekamy na opis kolejnej wyprawy. Swoją drogą, Węgry są pięknym krajem, lecz nie wiedziałem, że i w taki sposób tam można się przemieszczać. Zazwyczaj każda moja wyprawa do naszych braci odbywała się z użyciem busa. Twoja opowieść potwierdza to, co wszyscy wiemy - Węgrzy są dla nas bardzo życzliwi.
Odpowiedz
#8
Węgry można zwiedzać w każdy sposób, a dość niezła i nie za droga komunikacja publiczna temu sprzyja Uśmiech Pamiętam jak w 2009 roku - jadąc na Rumunię - po raz pierwszy korzystałem z pociągu IC, właśnie u Madziarów. W Polsce to były drogie składy, głównie dla biznesmenów, a tam różnica między normalnym biletem a IC wynosiła... 3 złote Szeroki uśmiech
Odpowiedz
#9
Mży, a kiedy wychodzimy na łąki, zaczyna padać. Im wchodzimy wyżej, tym pada mocniej. Sytuacja jest nieciekawa, bo ciężko znaleźć jakieś rozsądne miejsce na rozbicie namiotów - wszędzie krzaczki z ostrymi kolcami, jest krzywo albo kretowiska. W końcu znajdujemy jako takie miejsce - wcale nie lepsze niż poprzednie - i wtedy z nieba zaczyna walić na dobre. W strugach zacinającego deszczu i wiatru próbujemy ustawić namioty - zanim wnętrze zostaje przykryte tropikiem, to jest już mokre! Do tego złośliwość rzeczy martwych - a to czegoś nie idzie wsadzić, a to coś innego. Po założeniu tropika otwieram drzwi i...
- K...a, Grzesiek, tutaj nie ma wejścia :!

Eco z dziewczynami się śmieje, bo im rozstawienie poszło łatwiej - a Grzesiowy namiot ma dwa wejścia, a tropik ustawiliśmy dokładnie tak jak nie trzeba! Znowu przestawiamy, coraz bardziej mokrzy i poharatani kolcami okolicznych krzaków.
[Obrazek: DSC_9618.JPG]

W końcu udaje się wejść do środka - ale namiot jest wewnątrz cały mokry! Mokre są ściany, mokra podłoga! Cudownie! Do tego jest krzywy jak cholera i rozłożony na kretowisku - jak się człowiek położy, to od razu zjeżdża w dół.

Ładujemy się do środka - jedyne suche miejsce to karimaty. Noc zapowiada się ciekawie - mieliśmy zamiar jeszcze poimprezować przed snem, ale nie w takiej sytuacji. Na domiar złego w nodze znajduję kleszcza... cudowny wieczór! Z namiotu obok słyszę przeklinanie Andrzeja - humory nam się trochę poprawiają - czyżby i im przemokło? Szeroki uśmiech Nie, to podłoga od namiotu się przedziurawiła na jakiej ostrej gałęzi - dobre i to.

Kładziemy się spać w minorowych nastrojach - plecak jest tak spakowany, że jak zaczniemy pływać, to można się będzie szybko ewakuować na dół, do wsi, na zadaszony przystanek. Namiotem szarpie wiatr i wygląda na to, że to całkiem realny scenariusz.

Nad ranem odsuwam z lękiem drzwi...
"a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój..."

[Obrazek: DSC_9624.JPG]

Nie pada, chmury się rozpraszają i ukazuje się słońce! Jakaż odmiana!

[Obrazek: DSC_9625.JPG]

Dookoła jest jeszcze wszędzie mokro, ale z każdą chwilą robi się coraz cieplej i przyjemniej. Dopiero teraz widać, że rozbiliśmy się w miejscu z pięknym widokiem na wioskę, leżącą u naszych stóp.
[Obrazek: DSC_9635.JPG]
[Obrazek: DSC_9640.JPG]
[Obrazek: DSC_9644.JPG]

Rozpoczynamy wielkie suszenie oraz przygotowywania śniadania - w końcu ugotowana zostaje też herbata (dla prądu), a nie tylko paskudna kawa. Początkowo chciałem przy takiej pogodnie wracać już dziś do domu, ale w takim słoneczku nie ma mowy.

[Obrazek: DSC_9669.JPG]
Spakowawszy się wracamy na szlak, biegnący dziś lasami i szerszymi polankami, na których pasą się konie.

[Obrazek: DSC_9692.JPG]
[Obrazek: DSC_9700.JPG]

Mijamy też schronisko - niestety, zamknięte, mimo, iż pisało że działa non stop. Pojawiają się też pierwsze (i chyba jedyne) znaki z czasami przejść, ale pochodzą one raczej z poprzedniej epoki.

Niedaleko schroniska jest niewielka jaskinia.
[Obrazek: DSC_9710.JPG]

Może kryje w sobie jakąś tajemnicę, bo na chwilę atakuje nas Zły.
[Obrazek: DSC_9718.JPG]

Odpieramy atak i uderzamy na pobliską skałę, na której znajduje się punkt widokowy na dolinę Szinvy oraz pięknie, zielone okolice. W ogóle, pełno tutaj skałek i innych formacji.
[Obrazek: DSC_9726.JPG]
[Obrazek: DSC_9730.JPG]

Widok zupełnie nie-węgierski...
[Obrazek: DSC_9739.JPG]
[Obrazek: DSC_9733.JPG]

W dole widać zabudowania - to znak, że jesteśmy niedaleko, ale najpierw trzeba zejść z wysokości - szlak prowadzi licznymi zakosami. Złazimy do Lillafüred, jednak zanim dotrzemy między domy, najpierw ścieżka biegnie powyżej nich między skałami i w niewielkim tunelu.
[Obrazek: DSC_9749.JPG]
[Obrazek: DSC_9755.JPG]
Odpowiedz


Podobne wątki&hellip
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Nasza relacja z podróży przez Węgry - Balaton, Budapeszt, Tokaj OneDayStop 3 7,837 25-05-2016, 15:54
Ostatni post: Pudelek
  Przez nieznaną, bałkańską naturę 2015 (18-30.07.2015) Simon 4 6,702 10-03-2016, 23:24
Ostatni post: Simon
  Góry Bukowe i okolice (z archiwum) Pudelek 1 4,442 14-02-2014, 17:41
Ostatni post: Pudelek
  Góry Zemplińskie - okolice Tokaju V/VI.2013 Rafał 1 6,219 16-06-2013, 14:34
Ostatni post: fvg



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości