Wczoraj powietrze było chłodne, więc prawie cały dzień siedziałem w najcieplejszej wodzie, choć w końcu dawało się osiągnąć odczucie przegrzania - wtedy szedłem się ochłodzić do basenu z masażem.
Na kempingu ze starych kibli została tylko podmurówka, na której stoi wiata, jakby grillowa czy biesiadna, ale bez grilla czy choćby okapu z kominem, i na razie bez mebli. widać ją na tle d0mku z komfortem.
Budowla, której wznoszenie obserwowaliśmy w jesieni przez szpary w płocie, jest już gotowa. To czterogwiazdkowe sanitariaty oraz pomieszczenie kuchenno-jadalne, a także okienko kasowe przy nowej bramie (od strony zachodniej).
Marmurowe umywalki, kryształowe lustra:
Kemping wyglądał na zaludniony, stoi kilka karawanów, oczywiście z Polski. Za to w basenach o pół do dziewiątej rano jest tylko pani Czapla Siwa, łowiąca niewidoczne kłaczki. Po chwili pojawiają się dwaj czy trzej dziadkowie do pomocy:
Odkrywamy też nowe pomieszczenia jadalne przy dolnych szatniach. Osobna jadalnia przy męskiej, osobna przy damskiej, jednak na przekór wszystkim śniadanie jemy razem (w damskiej jadalni).
Pogoda była piękna, warto było wyruszyć przed piątą rano. Słowację tym razem przejechałem w 1:48 bez zbytniego wariowania, od Barwinka do daszków w S-ujhely. Dzień żegnaliśmy w Miskolcu w zaprzyjaźnionym p€nsjonacie, po gulaszu, nabożeństwie i wizycie w Tesco.