Węgierska operetka
#1
Julian Tuwim powiedział kiedyś, że "tę starą idiotkę operetkę powinno się zamordować".

Ja jednak nie zgodzę się z naszym wielkim poetą, ponieważ uważam, że operetka, z której wyrosły potem inne gatunki lżejszej twórczości scenicznej, jak wodewil czy musical, to interesująca część kultury. Któż nie lubi nowszych, współczesnych, sfilmowanych bądź wystawianych na scenach (np. miłego naszym sercom Madách Színház) produkcji, takich jak Metro, Skrzypek na dachu, Jesus Christ Superstar albo Chicago?

Miłośnikom Budapesztu i Węgier wypada zatem poznać kolejny teatr, który warto by kiedyś odwiedzić, bez względu na barierę językową (choć sporej liczby użytkowników ten problem nie dotyczy). To Operett Színház, znajdujący się nieopodal Opery, parę kroków od Andrássy út. Teatr wystawia głównie produkcje węgierskich mistrzów (Kálmán Imre, Lehár Ferenc) z czasów belle époque, gdy uwielbiany przez nas Budapeszt cieszył się rozkwitem, a wiele budowli przeżywało okres młodości. Słynne są noworoczne przedstawienia, składające się z kompilacji najsłynniejszych arii w wykonaniu słynnych aktorów z tamtejszego zespołu: Pellera Károly’a, Kalocsai Zsuzsy, Oszvald Mariki i in.

Dla zachęty kilka najsłynniejszych (nie chcą działać przyciski nad okienkiem odpowiedzi, nie wiem, co się stało, więc tylko same linki):

http://www.youtube.com/watch?v=Y9e7lksjvVA

http://www.youtube.com/watch?v=qRhJWBRv2Rc

http://www.youtube.com/watch?v=ZEY7UnZUJt0

http://www.youtube.com/watch?v=QkE9ceRKjr4

I jak Wam się podoba? Dla mnie bomba! Bomba
Odpowiedz
#2
Wątek nie wzbudził zainteresowania, więc pewnie i ten post pozostanie bez echa, ale mimo to powiadomię: 17.11.2013 r. (niedziela) w Sali Kongresowej PKiN odbędzie się przedstawienie operetki Kálmána Imrego "Hrabina Marica" ("Marica grófnő") w pełnej wersji scenicznej (oczywiście w przekładzie polskim, co dla jednych jest zaletą, dla innych wadą). Zasługa zorganizowania przedstawienia przypada chyba częściowo Bogusławowi Kaczyńskiemu, wielkiemu znawcy muzyki bardzo i nieco mniej poważnej. Są jeszcze bilety, np. w serwisie www.ebilet.pl. Może niektórzy użytkownicy Forum się skuszą? Dla miłośników muzyki węgierskiej to będzie przeżycie. Ja się wybieram, bilety już zakupiłem i zachęcam hungarofilów. Chociaż raz w życiu warto, choćby na próbę!
Odpowiedz
#3
Węgierska operetka jest oczywiście specyficzna, ale lubiana w gronie znawców Uśmiech
"około-operetkowy" temat (przecież operetka nie jest operą) to biografia Marthy Eggerth, żony Jana Kiepury.

Popełniłem kiedyś krótki tekst w Polonii Węgierskiej, strona 14

http://polonia.hu/dokumentumok/poloniawe.../pw183.pdf

Był rok 1937, nad Europę nadciągały czarne chmury. Na jednym z występów
w Berlinie, Jan Kiepura śpiewał Cyganerię. Po spektaklu za kulisy udał się Goering, który to przedstawienie oglądał. Chcąc pocałować w rękę żonę naszego śpiewaka zatrzymał usta nad dłonią z wyraźną dezaprobatą patrząc na pomalowane czerwonym lakierem paznokcie. „Niemiecka kobieta nie maluje rąk” powiedział. Nie musiał długo czekać na odpowiedź tenora. Stając w obronie żony Kiepura rzekł: „Ona nie jest żadną niemiecką kobietą, ona jest moją żoną.”.
O tym, że śpiewak był wielkim patriotą nie trzeba nikomu przypominać. Niewielu jednak zagłębiało się w życiorys małżonki: sławnej (choć pozostającej zawsze w cieniu męża) Marty Eggerth. Anegdota pokazuje, że tenor bardzo kochał swoją żonę, znał także poczucie swojej wartości, nie uginał się przed nikim i niczym. Marta Eggerth zaś była osobą, która trafiła do jego serca, co łatwe nie było. Kiedy obejrzymy dostępne jeszcze w internecie materiały z Panią Martą zobaczymy, że mimo zaawansowanego wieku doskonale mówi po Polsku a o Janie Kiepurze wypowiada się taką miłością, jakby nie odszedł przed czterdziestoma pięcioma laty a żył w dalszym ciągu z nią i dwoma synami gdzieś pod Nowym Jorkiem.
Marta Eggerth przyszła na świat w roku 1912 w Budapeszcie, jako dziecko dyrektora banku oraz nauczycielki śpiewu. Nie musząc troszczyć się o zabezpieczenie materialne swojego bytu poświęciła się całkowicie karierze muzycznej. Zaczynała u nie byle kogo, bowiem jej debiuty odbywały się się pod okiem Imre Kálmána w wiedeńskiej operze, gdzie wystawioano Fiołek z Montmartre. Od tego momentu zaczęła się błyskotliwa kariera młodej śpiewaczki.
Jako, że w latach 30-tych film zaczął odbierać widownię teatrom i operom, najchętniej oglądanymi projekcjami były musicale. Szybko zauważono Martę i zaproponowano rolę w kręconym w Berlinie filmie, potem przyszły kolejne. Na stałe wpisała się także do historii węgierskiego kina, gdyż wystąpiła w głównej roli w pierwszym węgierskim filmie dźwiękowym Csak egy kislány van a világon. Również na planie filmowym (tym razem był to Dla ciebie śpiewam) poznała swojego przyszłego męża. Jednak nie od razu przypadła do gustu Polakowi. Jak sama potem wspominała: „Byłam zakochana w Kiepurze zanim go poznałam. Zobaczyłam go po raz pierwszy, kiedy przyjechał do Budapesztu. Śpiewał wówczas partię Kalafa w turandot Pucciniego. Spiewał wspaniale i odniósł ogromny sukces. Nie pamiętam, który to był rok, ale Jan już wtedy cieszył się ogromną sławą. Poznałam go jednak dopiero w 1934 roku w Berlinie, podczas realizacji filmu Dla Ciebie śpiewam. Zdjęcia rozpoczęliśmy po Nowym Roku. Słynny tenor w wolnych chwilach stale był otoczony tłumem wielbicielek z którymy rozmawiał w różnych językach. Po niemiecku, angielsku, po polsku, włosku i francusku. Mnie, niestety, zupełnie nie dostrzegał. Powiedział nawet, że skoro przyszedł z Opery Wiedeńskiej i La Scali, nie będzie śpiewał w duecie z tą małą Martą Eggerth. Z tą >>małą<<!. Byłam wściekła na niego. A moja matka na to: >>Jesteś w nim po prostu zakochana<<. Oczywiście, że byłam zakochana i zazdrosna…(..) Jan zawsze dbał o zdrowie, obawiał się zarażenia. Całował wszystkie trzy partnerki z planu (film kręcono równocześnie w trzech wersjach językowych –przyp.W.K.). Kiedy kręcił wersję francuską, na planie, za zastawką z hiszpańskim widoczkiem, stał jego sekretarz z wodą czy innym płynem, a ja usłyszałam tylko: gul, gul, gul. Wtedy wkroczyłam ja. Po pocałunku nie płukał gardła.”
Kiepurę wcześniej łączono z inną Węgierką, Magdą Halmos. Artysta musiał później prostować dochodzące do prasy plotki: „Mam specjalne szczęście do Budapesztu. Stamtąd wychodzą wszelkie najdziksze plotki o mnie.” Marta Eggerth nie mogła mieć wielkich nadziei na związek. Znana jest anegdota powtarzana także przez nią samą, o tym, jak Jan Kiepura odprowadzając ją pewnego wieczora do domu wykupił wszystkie kwiaty jakie dostępne były w kwiaciarni. Potem tłumaczył się, że żal mu było starej kobiety, która po nocy nie sprzedała towaru. Na dodatek zawsze powtarzał, że ożeni się tylko z Polką, która nie farbuje włosów. Żona jego nie mogła być też aktorką . Marta Eggerth nie spełniała żadnego z tych kryteriów. Nie zrażała się jednak i z uporem powtarzała, że „przy nim mogę stać się Polką” a włosy przestanie farbować. Nie zamierzała jednak porzucać zawodu. Ten upór podziałał na artystę. Ślub odbył się w roku 1936. Formalności (nie było to łatwe, bowiem Marta miała wbrew pozorom obywatelstwo niemieckie) załatwiono bardzo szybko, w ciągu jednego tygodnia. Uroczystość była planowana po cichu, jednak nie udało się tej informacji utrzymać w tajemnicy przed węszącymi wszędzie dziennikarzami. Pod katowickim magistratem zebrał się sporty tłum ludzi. Kiepura nie byłby sobą, gdyby uroczystość odbyła się bez kolejnej anegdoty. Po przysiędze małżeńskiej, kiedy przyszło do wymiany obrączek, okazało się, że nie może on znaleźć ich w żadnej z kieszeni. Kiedy zanosiło się na klapę i wstyd, Marta Eggerth spokojnie położyła swój bukiet i wyjęła obrączki z torebki.
Śpiewaczka chciała kontynuować swoją karierę i miała do tego okazje. Ponownie wystąpiła z Kiepurą na dużym ekranie, tym razem w filmie węgierskiego reżysera Gézy Bolvary’ego Cyganeria. Występowała na Brodway’u, podróżowała z mężem od Ameryki po krańce Europy, parokrotnie odwiedzali razem Polskę koncertując w Wrocławiu, Warszawie czy Krakowie. Poza tym odwiedzali europejskie stolice opery takie jak Rzym, Wiedeń, Madryt i Paryż. Wielokrotnie udowadniali swoje przywiązanie do ojczyzny. Mieszkali za granicą, jednak nieraz występowali razem na koncertach charytatywnych mających pomagać ubogim czy pokrzywdzonym w wojnie. Przykładem przywiazania do swoich ojczyzn jest francuski film La Valse brillante w reżyserii Jeana Boyer, gdzie – jak zauważył Lucjan Kydryński w swoim Przewodniku po filmach muzycznych – „filmowa partnerka Kiepury, zaś prywatnie żona – Marta Eggerth – odgrywa co najmniej równorzędną rolę, także jeśli idzie o partie wokalne(…). Oboje podkreślają też bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek przedtem, swą przynależność narodową: Eggerth gra Węgierkę i śpiewa po węgiersku Czardasza Jenő Hubaya, Kiepura gra Polaka i śpiewa po polsku wokalną adaptację Mazurka Henryka Wieniawskiego”.
Po śmierci Jana nie urwał się kontakt z ojczyzną męża, śpiewaczka wystąpiła między innymi na festiwalu w Łańcucie w roku 1989. Mimo swojego patriotyzmu od roku 1939 ani razu nie odwiedziła Węgier. Miała za to w swoich kontraktach zastrzeżenie śpiewania w każdym swoim filmie przynajmniej jednej piosenki po węgiersku.
Strata ukochanego męża byłą dla niej dużym ciosem. Potwierdzają to wycinki prasowe i wspomnienia z uroczystości pogrzebowych. Marta w żałobie musiała przeciskać się przez tłum dwustu tysięcy osób, po jej twarzy bez przerwy spływały łzy. W trakcie swojego pobytu w Warszawie mówiła: „Przecież ja nie straciłam jednego człowieka. Jan był moim mężem, kochankiem, ojcem moich dzieci, nauczycielem, opiekunem, doradcą.”..
Mimo starszego wieku utrzymuje bardzo dobrą formę fizyczną, ale i wokalną, co przy artystach muzyki poważnej jest rzadkie. Dość wspomnieć, że rolę w Wesołej wdówce grała ponad 2000 razy! Co dziwne dzisiaj osoba Marty Eggerth znana jest tylko w wąskim gronie znawców muzyki poważnej. Na próżno szukać na Węgrzech poświęconych jej publikacji. Inaczej jest w Polsce. Przed paroma laty wielkim sukcesem cieszyła się wystawa objazdowa pokazująca historię życia i przebieg karier Jana Kiepury i jego żony. Szkoda, że podobna inicjatywa nie miała by na Węgrzech racji bytu. Ważne, że tradycje ojca kontynuuje ich syn, grając z powodzeniem na fortepianie, wydano między innymi grane przez niego utwory Chopina.

Bibliografia:
Wacław Panek: Jan Kiepura. Życie jak z bajki. Poznań, 2002.
Jerzy Waldorff: Jan Kiepura.Warszawa, 1974.
Sławomir Koper: Życie prywatne elit artystycznych drugiej rzeczypospolitej. Warszawa, 2010.
Jacek Zieliński: Chłopak z Sosnowca. Szkice do portretu. Katowice 1987.
Odpowiedz
#4
Jeszcze tylko dla zamknięcia tego wątku dodam, że tydzień temu zgodnie z planem obejrzeliśmy z żoną przedstawienie "Hrabiny Maricy" Kálmána Imrego. Odbyło się w Sali Kongresowej PKiN, patronował mu Bogusław Kaczyński, który wygłosił też słowo wstępne. Bardzo nam się podobało wykonanie (znakomite głosy!) i gra orkiestry. Wprawdzie operetka należy do kanonu operetek wiedeńskich (podaję za B. Kaczyńskim), ale węgierskość większości motywów muzycznych jest przemiłym akcentem. W planach są też inne realizacje, m.in. Lehára Ferenca (też warto!). Na zakończenie zdjęcie przy afiszu na pamiątkę.

[Obrazek: 2s1rm39.jpg]
Odpowiedz
#5
Myślę, że tylko fani są zainteresowani operetką... opery już nie wspomnę, bo niektórzy to nawet nie wiedzą o co biega. Wcześniej pisałem TUTAJ, Post: #55,56,57, Węgierska nutka na dziś ... ale i tu brak było reakcji forumowiczów. Odnoszę wrażenie, że niewielu spośród użytkowników tego Forum fascynuje ta forma spędzenia wolnego czasu ... a może poprostu nie odkryli w nich kryjących się wartości?
Propozycja: posłuchajcie sami, Kálmán Imre - Marica grófnő - "Szép város Kolozsvár (Piękne miasto Kolożwar)" w oryginale Uśmiech
Odpowiedz
#6
zgubiło się wideo...
Odpowiedz
#7
Dzięki za odzew, Sztasek, widzę, że mam bratnią duszę! Aria z Kolozsvárem w tle (w polskim przekładzie Ach, jedź do Warażdin, ale to już nie brzmi tak dobrze) jest dostępna pod jednym z linków w moim pierwszym poście w tym wątku. Oprócz niej jest kilka innych, w tym aria Maricy z tej samej operetki Hrabina Marica. Obiecuję sobie, że przy najbliższej okazji odwiedzimy z żoną budapeszteński Operettszínház. Wystawiają tam również spektakle złożone z największych przebojów operetek, takich jak wspomniana Hrabina..., Księżniczka czardasza, Cygańska miłość i in.

Jest też opcja rozrywkowa: Operetthajó, czyli statek operetkowy, wieczorny rejs z lampką wina i ariami. Ale, jak czytałem, to wersja uproszczona, bo jeśli oprawę muzyczną może tworzyć troje muzyków, to zbyt bogatych wrażeń muzycznych się nie dozna. Pozdrawiam!
Odpowiedz
#8
Program na sobotę: z małżonką wybieramy się do Magyar Állami Operaház na widowisko baletowe...
Csajkovszkij/Vajnonen: "A diótörő" (Dziadek do orzechów") mesebalett 3 felvonásban... Uśmiech
Odpowiedz
#9
Magyar Állami Operaház (Budapest, Andrássy út 22.) ... zawsze jestem pod wrażeniem tego architekturalnie pięknego budynku, wpada w oczy jeszcze na ulicy, ale jego wspaniałość można tylko odczuć będąc w środku. W sobotę było zimno i pochmurnie... ale tylko na zewnątrz budynku Uśmiech
[Obrazek: 2m5huuo.jpg]
Odpowiedz
#10
(01-12-2013, 16:57)Sztasek napisał(a): Magyar Állami Operaház (Budapest, Andrássy út 22.) ...

Często w lecie tańczymy z tyłu Opery - placyk od strony Lázár ut. Oczko
Odpowiedz


Podobne wątki&hellip
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Węgierska nutka na dziś Sztasek 1,583 784,228 Wczoraj, 12:40
Ostatni post: Sztasek
  Muzyka węgierska na płytach rwmagyar 7 4,853 25-11-2024, 16:42
Ostatni post: Maaarta
  Węgierska telewizja w Polsce fvg 22 29,096 27-03-2023, 14:06
Ostatni post: sdyczko
  Węgierska Wiosna Filmowa w Kinie Pod Baranami annamkalfas 1 2,165 13-05-2019, 14:18
Ostatni post: rwmagyar
  Węgierska muzyka na żywo w Polsce Lilly Lill 28 26,187 15-01-2018, 10:09
Ostatni post: Taira



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 7 gości