Węgry - Rosja. Olimpiada '56
#1
Krew w basenie

[Obrazek: o608ky.jpg]


Cytat:Wyglądał jak po brutalnej ulicznej walce. Gdy brocząc krwią wyszedł z basenu, kilkutysięczny tłum oszalał ze wściekłości. Tylko dzięki interwencji policji nie doszło do linczu na radzieckich graczach. "W ten sposób zimna wojna zawitała na igrzyska olimpijskie" - napisał w 1956 roku "Sydney Morning Herald".

11 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej ludzie w krajach okupowanych przez Związek Radziecki zaczęli podnosić głowy. Sygnał popłynął z Poznania. W czerwcu 1956 roku zbuntowali się pracownicy zakładów Cegielskiego. Z transparentami "Chcemy chleba" wyszli na ulice, a nim dotarli pod budynek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej towarzyszył im stutysięczny tłum. Na ulice Poznania wyjechały czołgi, padły strzały, polała się krew.

23 października na barykady wyszli Węgrzy, jeszcze w ten sam dzień rozjuszony tłum przewraca pomnik Stalina. Miasto pogrąża się w chaosie, do akcji wkracza sześć tysięcy radzieckich żołnierzy, giną setki ludzi.

Cztery dni później Węgrzy triumfują - Imre Nagy przedstawia skład nowego rządu i ogłasza rozwiązanie AVH (węgierska bezpieka). Dzień później Armia Radziecka, na wniosek węgierskiego rządu, zawiesza akcję militarną. Węgrzy fetują swoją wolność.

Kilka dni wolności

W tym czasie bohaterowie tej opowieści przebywali w górach w okolicach Budapesztu. Narodowa drużyna piłki wodnej przygotowywała się tam do nadchodzących igrzysk olimpijskich. Warto wiedzieć o dwóch rzeczach - piłka wodna to na Węgrzech sport narodowy, a reprezentacja tego kraju jest uważana za najlepszą drużynę w historii dyscypliny. Nie inaczej było w 1956 – do Melbourne jechali bronić złotych medali sprzed czterech lat.

Na razie jednak, skoszarowani w leśnej głuszy, martwili się o losy swoich rodzin. - Dobiegały do nas odgłosy wystrzałów, wiedzieliśmy że w mieście wybuchła rewolucja, baliśmy się o naszych najbliższych – mówi jeden z członków drużyny Ervin Zador. 21-latek postanowił uciec z górskiego obozu i przedostać się do ogarniętego wojną centrum miasta. - Byłem totalnie przerażony, ale udało mi się dotrzeć do domu. Mama była wściekła: "Głupcze! Jak mogłeś tak ryzykować?". Ja jednak musiałem ich zobaczyć – mówi Zador, który na kolejne spotkanie z najbliższymi czekał kilkadziesiąt lat.

Dzień później władze zabrały drużynę do Czechosłowacji, by odciąć ją od wieści z Budapesztu. Przez ponad dwa tygodnie mieli nie mieć dostępu do basenu, ale wyjechali pełni nadziei. Gdy opuszczali Węgry, wydawało się, że Rosjanie są w odwrocie. Nie usłyszeli dramatycznych wołań o pomoc. Gdy 4 listopada Budapeszt nadawał sygnał S.O.S. w tle nagrania słychać było odgłosy wystrzałów i nadlatujących samolotów. Do miasta wjechało ponad tysiąc radzieckich czołgów wspieranych przez 30 tysięcy żołnierzy. Niespełna tydzień trwało dobijanie rewolucji.

Ja nie wracam!

Zador i spółka dowiedzieli się o tym dopiero 20 listopada, gdy na dwa dni przed rozpoczęciem igrzysk wylądowali w Australii. - Z lokalnej gazety dowiedzieliśmy się, że Budapeszt został zbombardowany, Rosjanie wrócili i rewolucja upadła – mówi Zador. On już wtedy wiedział, że po turnieju nie wróci do ojczyzny. - Przewidywałem, że po tych wydarzeniach, sytuacja w kraju będzie jeszcze trudniejsza.

Pojawiły się wątpliwości, czy po podjęciu takiej decyzji, powinien nadal reprezentować Węgry. Trener Bela Rajki zebrał całą drużynę: - Chłopcy, bez względu na to co zdecydujecie, skupmy się na naszym celu. Wygrajmy olimpiadę, a potem każdy z was podejmie decyzję co do swojej przyszłości.

Nim rywalizacja na sportowych arenach ruszyła na dobre, na znak solidarności z narodem węgierskim, z igrzysk wycofały się reprezentacje Holandii, Hiszpanii i Szwajcarii. Węgrzy wyszli na ceremonię otwarcia zastanawiając się, co się dzieje z ich przyjaciółmi. W pierwszym dniu pobytu w wiosce olimpijskiej zdjęli z masztu flagę Węgierskiej Republiki Ludowej, a wciągnęli tę właściwą, bez "wrzodu" w postaci czerwonogwieździstego emblematu. Polityka zawitała na stadiony.

Po tej demonstracji postanowiono skupić się na rywalizacji czysto sportowej. Węgierscy waterpoliści mieli jednak problem. Od blisko miesiąca nie byli w basenie, nie mieli więc pojęcia w jakiej są formie. Dzięki tej okoliczności, doprowadzili do prawdziwej rewolucji w taktyce. - Postanowiliśmy dublować krycie środkowego napastnika drużyny przeciwnej. To był zalążek obrony strefowej – mówi pomysłodawca nowego stylu gry, Kalman Markovits.

Dwóch zawodników przy najgroźniejszym rywalu oznaczało, że jeden z przeciwników był całkowicie bez krycia. - Krzyczeliśmy do niego - "Śmiało! Strzelaj!". Wiedzieliśmy, że nasz bramkarz jest w bardzo dobrej formie, łapał wszystkie takie strzały – wspomina ze śmiechem Laszlo Jenei. Węgrzy szli jak burza – pokonali kolejno Wielką Brytanię, Stany Zjednoczone, Włochy i Niemców. Aż wreszcie...

...na ich drodze stanął Związek Radziecki

Jeszcze cztery lata temu ZSSR nie liczył się w walce o medale. Teraz miało być inaczej. Kilka miesięcy przed igrzyskami Rosjanie przyjechali do Budapesztu, by podglądać metody i wspólnie trenować z węgierską reprezentacją. Plan był prosty – z Melbourne mieli wrócić z medalami, najlepiej złotymi.

Napięcie rosło. - Cały czas myśleliśmy o wydarzeniach ostatnich dni. Przecież oni strzelali do naszych przyjaciół! Wiedzieliśmy, że z bożą pomocą zdołamy ich pokonać – mówi Istvan Hevesi. - Postanowiliśmy, że będziemy prowokować naszych rywali – mówi Zador. - W szkole uczyliśmy się rosyjskiego, więc byliśmy w stanie powiedzieć im, jak bardzo nie lubimy ich i ich rodzin. Chcieliśmy sprawić, by zamiast na grze, skupili się na walce i udało nam się – dodaje.

Wkrótce po rozpoczęciu meczu basen zamienił się w miejsce bitwy. Piłka wodna to kontaktowy sport, jednak ten mecz przypominał wojnę. Kibice nie widzieli wszystkiego, bo więcej działo się pod linią wody, ale na trybunach od początku wrzało. Węgierscy emigranci szybko zyskali wsparcie reszty publiczności. Ludzie wiedzieli co stało się kilkanaście dni wcześniej w Budapeszcie, rozumieli, że tego dnia w basenie Węgrzy walczą o coś więcej niż tylko kolejne zwycięstwo. I koniecznie chcieli im w tym pomóc.

Cios za cios

Zawodnicy również nie przebierali w środkach. W pewnym momencie kapitan Węgrów, Dezso Gyarmarti z premedytacją uderzył Piotra Mszwenieradze. - Walnął mnie lewym sierpowym, nawet nie zdążyłem się osłonić – wspominał lata później Gruzin, który w 1956 był kapitanem radzieckiej reprezentacji. Był także przekonany o stronniczości sędziów. - Pierwszą bramkę straciliśmy w niesamowitych okolicznościach. Sędzia nakazał powtórzenie rzutu karnego. Zanim wznowił grę, Gyarmatri posłał piłkę do naszej bramki. Gol został uznany, choć nasz bramkarz nie stał nawet na swojej pozycji. Sędziowie zadbali o to, by Węgrzy nie przegrali tego spotkania – relacjonował Mszwenieradze.

W takiej atmosferze Madziarzy zdobywali kolejne bramki, a emocje nie opadły nawet przy stanie 4:0. Choć ZSSR nie miał już szans na odwrócenie losów rywalizacji, właśnie wtedy Walentin Prokopow wyskoczył w górę i wymierzył Zadorowi potężny cios. Łuk brwiowy pękł uwalniając obfity strumień krwi. Gdy węgierski zawodnik wyszedł z basenu, wyglądał jak po brutalnej ulicznej walce. Tłum oszalał ze wściekłości, a w basenie rozgorzała regularna walka. Sędzia natychmiast przerwał mecz. Rosjanie tylko dzięki eskorcie policji zdołali udać się do szatni, czerwoni ze wściekłości kibice pluli, rzucali czym popadnie i wygrażali.

Dzień później zdjęcie zalanego krwią Zadora obiegło pierwsze strony gazet na całym świecie, a mecz przeszedł do historii jako "Krew w wodzie". Sensacyjne relacje zapewniały, że woda w basenie zabarwiła się na kolor krwi. - No cóż, to tak jak z plotkami. Odrobina krwi szybko stała się prawdziwym potopem – mówi Laszlo Ujvary, węgierski skoczek, który oglądał mecz z trybun.

Aby sięgnąć po złoto, węgierscy waterpoliści musieli postawić kropkę nad i. Zador, któremu założono 13 szwów, mecz z Jugosławią obejrzał z trybun. Drużyna poradziła sobie bez niego, zwyciężając 2:1 obroniła tytuł mistrzowski.

Poświęcił karierę

Zador miał wtedy ledwie 21 lat i był uznawany za jeden z największych talentów na świecie, jednak w piłkę wodną nie zagrał już nigdy później. - Wybrałem wolność, chciałem wreszcie móc oddychać pełną piersią i nigdy nie żałowałem tej decyzji. – mówi. Znalazł się w gronie 50 węgierskich olimpijczyków, którzy zdecydowali się nie wracać do kraju. Wylądował w Kalifornii i rozpoczął pracę jako trener młodzieży. Spod jego ręki wyszedł dziewięciokrotny mistrz olimpijski Mark Spitz.

Wizyta w Melbourne była kuszącą okazją, na Węgry wróciła tylko połowa ze 100-osobowej kadry na igrzyska.

Władze czyniły starania, by w relacjach z turnieju nie ukazywały się nazwiska tych, którzy uciekli. Tak było także w przypadku innego czołowego waterpolisty, Miklosa Martina. Z Australii udał się do Stanów Zjednoczonych, by lata później wykładać język francuski w college'u w Pasadenie. - Zador był tym, który poświęcił najwięcej. Większość z nas miała już swoje lata, a on był u progu wielkiej kariery. Wszyscy uważaliśmy, że przez najbliższe 10 lat byłby najlepszym zawodnikiem na świecie – mówi Martin.

Ile osiągnąłby Zador, gdyby pozostał w ojczyźnie? Być może jeszcze więcej niż starszy od niego o osiem lat Dezso Gyarmati. Nim skończył karierę, miał na koncie pięć medali olimpijskich i dwa tytuły mistrza Europy.

Politycy mimo woli

Ale mogło też skończyć się zupełnie inaczej. Istvan Hevesi nie uciekł z kraju. Wrócił z Melbourne i cztery lata później w Rzymie zdobył dla Węgier brązowy medal. Na kolejne igrzyska już nie pojechał, bo po odmowie wstąpienia do partii, został wyrzucony z reprezentacji. Odtąd jeździł po ulicach Budapesztu jako taksówkarz.

Hevesi jest jednym z bohaterów filmu "Freedom's Fury" opowiadającego o pamiętnym meczu. Producentami obrazu byli Lucy Liu i Quentin Tarantino. Reżyser "Pulp Fiction" bez wahania zaangażował się w produkcję. - To jedna z najlepszych historii spośród tych, których nikt jeszcze nie opowiedział – przyznał po zapoznaniu się z fabułą.

Nim film wszedł na ekrany, w 2002 roku bohaterowie opowieści spotkali się w Budapeszcie. Przyjechało także czterech reprezentantów ZSSR. Blisko pół wieku po wydarzeniach z Melbourne znów mogli spojrzeć sobie w oczy. - To był wspaniały moment, na który czekaliśmy tak długo. Dzięki Bogu, spotkaliśmy się jako przyjaciele – mówi Wiktor Agejew. Choć wtedy, w 1956 traktowali się jak śmiertelni wrogowie, słynny mecz scalił ich losy. Chcieli być tylko sportowcami, świat uczynił z nich polityków. Dziś są przyjaciółmi.

Matthew Flash

Źródło: eurosport.onet.pl.
Masz własną stronę internetową? Pomóż promować Forum Węgierskie!
Odpowiedz
#2
I fragment wspomnianego meczu:

Masz własną stronę internetową? Pomóż promować Forum Węgierskie!
Odpowiedz
#3
W 2006 roku Wegrzy nakręcili film Szabadság, szerelem, w polskiej dystrybucji jako "1956: Wolność i miłość Wolność" - bohaterami są zawodnicy reprezentacji Wegier w piłce wodnej.
A oto wiersz Sandora Petöfiego:

Wolność, miłość
Wolność, miłość - przysięgnę
Jednako mi niezbędne.
Ja za miłość jestem gotów
Oddać żywot.
Ja za wolność jestem gotów
Oddać miłość.

(w tłumaczeniu Anny Kamieńskiej)
Odpowiedz


Podobne wątki&hellip
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Węgry w polskiej telewizji rwmagyar 9 7,719 11-09-2023, 22:59
Ostatni post: rwmagyar
  Austro - Węgry Ferenc Kovál 6 2,134 19-11-2021, 22:38
Ostatni post: Mamut
  magazyn "mówią wieki" - temat Węgry andrasz 0 1,760 23-05-2019, 11:51
Ostatni post: andrasz
  "13 lat, 13 minut" - Poznań i Budapeszt w roku '56 fvg 1 6,406 13-09-2013, 15:42
Ostatni post: eplus
  Czołg na ulicach Budapesztu w 50. rocznicę powstania '56 roku Kamjon 1 4,110 09-06-2013, 19:39
Ostatni post: rwmagyar



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości