13-08-2012, 10:40
07.08.
Dzień 2 - wycieczka do Badacsony.
Po śniadaniu wyjechaliśmy autem do Badacsony, obejrzeć centrum winiarskiego regionu. Zafascynowała nas góra, widoczna z daleka - wygasły nieczynny wulkan. Ponieważ sporo samochodów kierowało się w stronę jej zbocza, to my za nimi. Podjeżdżaliśmy bardzo wąską asfaltową uliczką, mijając wielką ilość turystow pieszych. Ale nie ma tak dobrze.... Mniej więcej w połowie zbocza znajduje się parking ( płatny) i dalej już piechotką. Skoro byliśmy w połowie drogi, wypadało pokonać również tą drugą - pieszą część. Było to duże wyzwanie, tym bardziej, że nie planowane i nie zaopatrzyliśmy się w napoje. Myśleliśmy, że to nie będzie daleko. Idzie się wpierw po schodkach, później po kamieniach, znów po schodkach, czasami olbrzymich, wysokich stopniach. Draga była bardzo urozmaicona i oczywiście cały czas pod górę. Mieliśmy momenty zwątpienia, chcieliśmy zawracać, ale trochę było szkoda już przebytej drogi. Szczęście, że droga była zacieniona, ale i tak nie było łatwo ( bez picia). Po ok godzinnej wspinaczce pojawiła się dość szeroka alejka i na jej końcu wieża z metalu ( taras widokowy). Krętymi schodkami trzeba było wejść tak na ok 4 piętro i............ warto było. Cudowny obraz Balatonu oraz okolic przed nami. Widoki niezapomniane, zdjęcia piękne na pamiątkę i powrót na parking. Na dół nie idzie się wcale lżej niż pod górę. Po dojściu do samochodu, krótka pogawędka z napotkanymi Polakami i odjazd wąską uliczką w dół. Kierunek Szigliget. Tam pokręciliśmy się po miasteczku. Na wejście do ruin zamku na górę Irek już nie dał się namówić.
No to idziemy coś zjeść. Przytulna restauracja obok arboretum. Zamawiamy zupę gulaszową - kelner przyniósł nam talerze z łyżką i nabierką. Po jakimś czasie doniósł małe kociołki z zupą którą sobie sami nalewaliśmy. Pychota.
Tak minął dzień drugi, a w 3 dniu wyjazd do Heviz.
Dzień 2 - wycieczka do Badacsony.
Po śniadaniu wyjechaliśmy autem do Badacsony, obejrzeć centrum winiarskiego regionu. Zafascynowała nas góra, widoczna z daleka - wygasły nieczynny wulkan. Ponieważ sporo samochodów kierowało się w stronę jej zbocza, to my za nimi. Podjeżdżaliśmy bardzo wąską asfaltową uliczką, mijając wielką ilość turystow pieszych. Ale nie ma tak dobrze.... Mniej więcej w połowie zbocza znajduje się parking ( płatny) i dalej już piechotką. Skoro byliśmy w połowie drogi, wypadało pokonać również tą drugą - pieszą część. Było to duże wyzwanie, tym bardziej, że nie planowane i nie zaopatrzyliśmy się w napoje. Myśleliśmy, że to nie będzie daleko. Idzie się wpierw po schodkach, później po kamieniach, znów po schodkach, czasami olbrzymich, wysokich stopniach. Draga była bardzo urozmaicona i oczywiście cały czas pod górę. Mieliśmy momenty zwątpienia, chcieliśmy zawracać, ale trochę było szkoda już przebytej drogi. Szczęście, że droga była zacieniona, ale i tak nie było łatwo ( bez picia). Po ok godzinnej wspinaczce pojawiła się dość szeroka alejka i na jej końcu wieża z metalu ( taras widokowy). Krętymi schodkami trzeba było wejść tak na ok 4 piętro i............ warto było. Cudowny obraz Balatonu oraz okolic przed nami. Widoki niezapomniane, zdjęcia piękne na pamiątkę i powrót na parking. Na dół nie idzie się wcale lżej niż pod górę. Po dojściu do samochodu, krótka pogawędka z napotkanymi Polakami i odjazd wąską uliczką w dół. Kierunek Szigliget. Tam pokręciliśmy się po miasteczku. Na wejście do ruin zamku na górę Irek już nie dał się namówić.
No to idziemy coś zjeść. Przytulna restauracja obok arboretum. Zamawiamy zupę gulaszową - kelner przyniósł nam talerze z łyżką i nabierką. Po jakimś czasie doniósł małe kociołki z zupą którą sobie sami nalewaliśmy. Pychota.
Tak minął dzień drugi, a w 3 dniu wyjazd do Heviz.