Witam.
Nasze wakacje nad Balatonem to skutek koligacji rodzinnych. Moja ciocia z pochodzenia była Węgierką. Niestety już nie żyje i wszelkich informacji o tym kraju musiałem dowiadywać się z różnych źródeł. Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że warto byłoby przynajmniej raz obejrzeć kawałek miejsca z którego pochodziła ciotka.
Po negocjacjach doszliśmy do wniosku, że wyjazd na tydzień to strata czasu bo dwa dni w drodze więc stanęło na tym, że minimum dwa tygodnie. Jako że był to pierwszy tego typu nasz wyjazd nie chcieliśmy jechać w ciemno. Rozpoczęliśmy poszukiwania jakiegoś lokum. Początkowo nie mieliśmy nic sprecyzowanego. W pierwszym wariancie miało być razem z wyżywieniem. Jednak wariant ten odpadł, gdyż bariera językowa (wstyd pisać) dość duża i wszelkiego rodzaju wycieczki musielibyśmy dostosować do godzin posiłkowych. Stanęło na tym, że wynaleźliśmy domek w Internecie, dokonaliśmy rezerwacji i oczekiwaliśmy na datę wyjazdu. Pobyt nad Balatonem trwał od 16 do 30 sierpnia 2012 roku. Mieszkaliśmy w miejscowości Balatonlelle. Jechaliśmy w czteroosobowym składzie ze Świdnika, Rzeszowa oraz Nowego Sącza. Wyjazd właściwy rozpoczął się 16 sierpnia o godzinie 6 rano w Rzeszowie. Po dojechaniu do Nowego Sącza była przerwa na drugie śniadanie, na kawę i w dalszą drogę. Wybrałem trasę jadąc na Krynicę, Tylicz i przekraczaliśmy granicę w Muszynce. Droga dobra, mało uczęszczana więc spokojnie można jechać. Po dojechaniu do Bardejova dalsza droga już w kierunku na Kosice. W związku z tym, że źle skonfigurowałem nawigację odcinek autostrady między Presovem a Kosicami przejechałem bez opłaty (czekam na efekty). Nie widziałem żadnych bramek przed wjazdem i to mnie zmyliło. Ok godziny 15 trafiłem na szczyt komunikacyjny w Budapeszcie jednak udało się jakoś przetrwać i ok 16:30-16:45 odebraliśmy kucze od naszego wakacyjnego lokum. Po rozlokowaniu się wyruszyliśmy na rekonesans po miejscowości. W związku z tym, że 20 sierpnia to święto na Węgrzech więc trafiliśmy na długi miejscowy weekend. Na nasze nieszczęście akurat od piątku do niedzieli odbywał się na pobliskim kempingu jakiś „festiwal” muzyki metalowej i niestety pierwsze noce były dość zakłócone gdyż hałas cichł ok 1-2 w nocy. Ponad to w ciągu dnia odbywało się coś jakby festiwal, święto wina. Kramy, stragany, miejsca degustacji itp. Po zapoznaniu się z okolicą od następnego dnia rozpoczęliśmy aktywny wypoczynek w wodzie. I tu problem, bo powiedzieć dziecku aby nie wchodziło głębiej do wody niż do pasa to pójdzie 350m w głąb jeziora . Po wyczerpaniu się zapasów przywiezionych z kraju tzn. głównie pieczywa, wybraliśmy się na poszukiwanie jakiegoś sklepu. Na nasze szczęście w okolicy znajdują się sklepy różnych sieci handlowych. Znaleźliśmy całodobowe Tesco w sąsiedniej miejscowości, ponadto jest Lidl i Spar. Aby nie spędzać dużo czasu „przy garach” czasem wybieraliśmy się na degustacje miejscowych produktów kulinarnych do różnych knajpeczek. Co nas zaskoczyło, większość z tych lokali czynna jest do godziny 22-23. Jeden tylko lokal był czynny całodobowo, jednak tam jakoś nigdy nie dotarliśmy. Kuchnia miejscowa jest smaczna, jednak bardzo tłusta (przynajmniej naszym zdaniem).
W sąsiedniej miejscowości, Balatonboglár, znajduje się punkt widokowy. Jest to metalowa konstrukcja z kilkoma platformami. Dodatkowo w nocy jest oświetlona, co dodaje uroku miasteczku.
Poza kąpielami w Balatonie wybraliśmy się na wycieczkę do Siófok oraz do Keszthely. Bardzo urokliwe miasteczka.
Wielkim doświadczeniem, przynajmniej dla nas jako osób wierzących, był udział w węgierskiej mszy świętej. Różni się od tych znanych z naszych Kościołów jednak Bóg jest wszędzie taki sam i ten sam.
Poza kąpielami i zwiedzaniem czasem robiliśmy zdjęcia. I tym sposobem przeminęły dwa tygodnie i przyszedł czas powrotu. W czwartek 30 sierpnia wróciliśmy do kraju pełni wrażeń, nowych doświadczeń, podbudowani kulturą mieszkańców, zwyczajami na drogach oraz ich stanem a także z przeświadczeniem, że jeszcze kiedyś wybierzemy się na Węgry.
Nasze wakacje nad Balatonem to skutek koligacji rodzinnych. Moja ciocia z pochodzenia była Węgierką. Niestety już nie żyje i wszelkich informacji o tym kraju musiałem dowiadywać się z różnych źródeł. Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że warto byłoby przynajmniej raz obejrzeć kawałek miejsca z którego pochodziła ciotka.
Po negocjacjach doszliśmy do wniosku, że wyjazd na tydzień to strata czasu bo dwa dni w drodze więc stanęło na tym, że minimum dwa tygodnie. Jako że był to pierwszy tego typu nasz wyjazd nie chcieliśmy jechać w ciemno. Rozpoczęliśmy poszukiwania jakiegoś lokum. Początkowo nie mieliśmy nic sprecyzowanego. W pierwszym wariancie miało być razem z wyżywieniem. Jednak wariant ten odpadł, gdyż bariera językowa (wstyd pisać) dość duża i wszelkiego rodzaju wycieczki musielibyśmy dostosować do godzin posiłkowych. Stanęło na tym, że wynaleźliśmy domek w Internecie, dokonaliśmy rezerwacji i oczekiwaliśmy na datę wyjazdu. Pobyt nad Balatonem trwał od 16 do 30 sierpnia 2012 roku. Mieszkaliśmy w miejscowości Balatonlelle. Jechaliśmy w czteroosobowym składzie ze Świdnika, Rzeszowa oraz Nowego Sącza. Wyjazd właściwy rozpoczął się 16 sierpnia o godzinie 6 rano w Rzeszowie. Po dojechaniu do Nowego Sącza była przerwa na drugie śniadanie, na kawę i w dalszą drogę. Wybrałem trasę jadąc na Krynicę, Tylicz i przekraczaliśmy granicę w Muszynce. Droga dobra, mało uczęszczana więc spokojnie można jechać. Po dojechaniu do Bardejova dalsza droga już w kierunku na Kosice. W związku z tym, że źle skonfigurowałem nawigację odcinek autostrady między Presovem a Kosicami przejechałem bez opłaty (czekam na efekty). Nie widziałem żadnych bramek przed wjazdem i to mnie zmyliło. Ok godziny 15 trafiłem na szczyt komunikacyjny w Budapeszcie jednak udało się jakoś przetrwać i ok 16:30-16:45 odebraliśmy kucze od naszego wakacyjnego lokum. Po rozlokowaniu się wyruszyliśmy na rekonesans po miejscowości. W związku z tym, że 20 sierpnia to święto na Węgrzech więc trafiliśmy na długi miejscowy weekend. Na nasze nieszczęście akurat od piątku do niedzieli odbywał się na pobliskim kempingu jakiś „festiwal” muzyki metalowej i niestety pierwsze noce były dość zakłócone gdyż hałas cichł ok 1-2 w nocy. Ponad to w ciągu dnia odbywało się coś jakby festiwal, święto wina. Kramy, stragany, miejsca degustacji itp. Po zapoznaniu się z okolicą od następnego dnia rozpoczęliśmy aktywny wypoczynek w wodzie. I tu problem, bo powiedzieć dziecku aby nie wchodziło głębiej do wody niż do pasa to pójdzie 350m w głąb jeziora . Po wyczerpaniu się zapasów przywiezionych z kraju tzn. głównie pieczywa, wybraliśmy się na poszukiwanie jakiegoś sklepu. Na nasze szczęście w okolicy znajdują się sklepy różnych sieci handlowych. Znaleźliśmy całodobowe Tesco w sąsiedniej miejscowości, ponadto jest Lidl i Spar. Aby nie spędzać dużo czasu „przy garach” czasem wybieraliśmy się na degustacje miejscowych produktów kulinarnych do różnych knajpeczek. Co nas zaskoczyło, większość z tych lokali czynna jest do godziny 22-23. Jeden tylko lokal był czynny całodobowo, jednak tam jakoś nigdy nie dotarliśmy. Kuchnia miejscowa jest smaczna, jednak bardzo tłusta (przynajmniej naszym zdaniem).
W sąsiedniej miejscowości, Balatonboglár, znajduje się punkt widokowy. Jest to metalowa konstrukcja z kilkoma platformami. Dodatkowo w nocy jest oświetlona, co dodaje uroku miasteczku.
Poza kąpielami w Balatonie wybraliśmy się na wycieczkę do Siófok oraz do Keszthely. Bardzo urokliwe miasteczka.
Wielkim doświadczeniem, przynajmniej dla nas jako osób wierzących, był udział w węgierskiej mszy świętej. Różni się od tych znanych z naszych Kościołów jednak Bóg jest wszędzie taki sam i ten sam.
Poza kąpielami i zwiedzaniem czasem robiliśmy zdjęcia. I tym sposobem przeminęły dwa tygodnie i przyszedł czas powrotu. W czwartek 30 sierpnia wróciliśmy do kraju pełni wrażeń, nowych doświadczeń, podbudowani kulturą mieszkańców, zwyczajami na drogach oraz ich stanem a także z przeświadczeniem, że jeszcze kiedyś wybierzemy się na Węgry.