11-11-2012, 14:59
Minęło sporo czasu od mojego ostatniego wpisu, ale nie zapomniałam o mojej relacji i zgodnie z obietnicą, kontynuuję.
Dzień dziesiąty, 13.08.2012
Troszkę się przeziębiłam podczas objazdu dookoła Balatonu ( może lody, a może wiatr podczas rejsów), ale łyknęłam Apap i planujemy kolejny dzień wakacji. Miałam cały czas ochotę wybrać się do Tapolcy i zwiedzić tamtejszą jaskinię z jeziorkiem.
Po śniadaniu wyjeżdżamy w kierunku Tapolcy. Po przejechaniu około 20 km jesteśmy w tym urokliwym miasteczku. Wjechaliśmy do centrum w poszukiwaniu jaskini i po przejechaniu głównej ulicy skręciliśmy w lewo aby poszukać jakiś parking, przejeżdżając przez boczną uliczkę widzę jakąś dość długą kolejkę. I okazuje się, że jest to właśnie wejście do jaskini a ta kolejka to do kasy. Udało nam się zaparkować dość blisko, wykupiliśmy bilecik w parkomacie na 3h i idziemy ustawić się grzecznie do kolejki. Przed wejściem jest informacja, że czas zwiedzania wynosi ok 2h. Troszkę się denerwowałam czy wystarczy nam czasu na parkingu ( bała się, że czas się skończy podczas naszego pobytu w podziemiach), bo ta kolejka nie posuwała się zbyt szybko. Po godzinie dotarliśmy do kasy i po otrzymaniu biletu, znów trzeba było czekać, aż wyjdzie poprzednia grupa zwiedzających. Trwało to ok. 20 minut i mogliśmy wchodzić ( razem z całą grupą) do jaskini. Tam przewodnik opowiedział w kilku zdaniach o powstaniu jaskini i zaprowadził nas do jeziorka, gdzie czekaliśmy w kolejce na łódkę. Niestety akurat w tym momencie skończyło nam się miejsce na karcie SD i nie było już czasu na wymianę bo podpłynęła łódeczka. Wsiedliśmy i odpychając się jednym wiosełkiem lub ręką od ścian płynęliśmy wzdłuż korytarzy wypełnionych wodą, pięknie podświetlonych - wrażenia piękne, ale po 20 minutach okazało się, że to już koniec jaskini. Byłam troszkę zawiedziona. Okazało się ,że te 2h to czas razem z oczekiwaniem na wejście. No cóż, wyszliśmy na zewnątrz, parkingu pozostało jeszcze na 1h więc udaliśmy się na zwiedzanie miasteczka.
Teraz fotki:
Oto jedyne zdjęcia z jaskini zrobione telefonem:
I drugie:
Na spacerze zahaczyliśmy o kawiarenkę, gdzie uraczyliśmy się deserem lodowym:
Następnie poszliśmy do pięknego parku, gdzie mieści się stary, zabytkowy młyn, restauracja, stawy z olbrzymimi karpiami:
Po powrocie na kamping, krótki odpoczynek, a później spacerek na plażę w celach konsumpcyjnych. Mieliśmy ochotę zjeść rybę. W każdym prawie okienku zachwalany był "hek".
Zamówiliśmy 2 porcje. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy otrzymaliśmy dwie wielkie ryby w całości pieczone na głębokim tłuszczu, pyyyszne - chyba dorsze. Miałam problem zjeść taką porcję, ale dałam radę. Warto było i przyznam, że było to jakby dopełnienie tych wakacji, ponieważ choroba mnie powoli rozkładała i podjęliśmy decyzję, że następnego dnia wyjazd.
Dzień dziesiąty, 13.08.2012
Troszkę się przeziębiłam podczas objazdu dookoła Balatonu ( może lody, a może wiatr podczas rejsów), ale łyknęłam Apap i planujemy kolejny dzień wakacji. Miałam cały czas ochotę wybrać się do Tapolcy i zwiedzić tamtejszą jaskinię z jeziorkiem.
Po śniadaniu wyjeżdżamy w kierunku Tapolcy. Po przejechaniu około 20 km jesteśmy w tym urokliwym miasteczku. Wjechaliśmy do centrum w poszukiwaniu jaskini i po przejechaniu głównej ulicy skręciliśmy w lewo aby poszukać jakiś parking, przejeżdżając przez boczną uliczkę widzę jakąś dość długą kolejkę. I okazuje się, że jest to właśnie wejście do jaskini a ta kolejka to do kasy. Udało nam się zaparkować dość blisko, wykupiliśmy bilecik w parkomacie na 3h i idziemy ustawić się grzecznie do kolejki. Przed wejściem jest informacja, że czas zwiedzania wynosi ok 2h. Troszkę się denerwowałam czy wystarczy nam czasu na parkingu ( bała się, że czas się skończy podczas naszego pobytu w podziemiach), bo ta kolejka nie posuwała się zbyt szybko. Po godzinie dotarliśmy do kasy i po otrzymaniu biletu, znów trzeba było czekać, aż wyjdzie poprzednia grupa zwiedzających. Trwało to ok. 20 minut i mogliśmy wchodzić ( razem z całą grupą) do jaskini. Tam przewodnik opowiedział w kilku zdaniach o powstaniu jaskini i zaprowadził nas do jeziorka, gdzie czekaliśmy w kolejce na łódkę. Niestety akurat w tym momencie skończyło nam się miejsce na karcie SD i nie było już czasu na wymianę bo podpłynęła łódeczka. Wsiedliśmy i odpychając się jednym wiosełkiem lub ręką od ścian płynęliśmy wzdłuż korytarzy wypełnionych wodą, pięknie podświetlonych - wrażenia piękne, ale po 20 minutach okazało się, że to już koniec jaskini. Byłam troszkę zawiedziona. Okazało się ,że te 2h to czas razem z oczekiwaniem na wejście. No cóż, wyszliśmy na zewnątrz, parkingu pozostało jeszcze na 1h więc udaliśmy się na zwiedzanie miasteczka.
Teraz fotki:
Oto jedyne zdjęcia z jaskini zrobione telefonem:
I drugie:
Na spacerze zahaczyliśmy o kawiarenkę, gdzie uraczyliśmy się deserem lodowym:
Następnie poszliśmy do pięknego parku, gdzie mieści się stary, zabytkowy młyn, restauracja, stawy z olbrzymimi karpiami:
Po powrocie na kamping, krótki odpoczynek, a później spacerek na plażę w celach konsumpcyjnych. Mieliśmy ochotę zjeść rybę. W każdym prawie okienku zachwalany był "hek".
Zamówiliśmy 2 porcje. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy otrzymaliśmy dwie wielkie ryby w całości pieczone na głębokim tłuszczu, pyyyszne - chyba dorsze. Miałam problem zjeść taką porcję, ale dałam radę. Warto było i przyznam, że było to jakby dopełnienie tych wakacji, ponieważ choroba mnie powoli rozkładała i podjęliśmy decyzję, że następnego dnia wyjazd.