(23-11-2012, 14:27)krzysztof73 napisał(a): W Górniku Zabrze sukcesy odnosił w latach 60. Geza Kalocsai, a Janos Steiner z Legią, Górnikiem i Ruchem zdobywał mistrzostwa Polski.
Wklejam tekst, który kiedyś popełniłem na temat węgierskich trenerów w Polsce:
"Szibkie labda, duszo rucha, gut spiel, dobra robi gol" zwykł mówić do swoich piłkarzy węgierski trener János Steiner. Był jednym z wielu szkoleniowców, którzy przybyli nad Wisłę opiekować się polskimi sportowcami.
Historia rodzimego sportu nie byłaby pełna bez węgierskiego wkładu w dyscypliny, które były lub w dalszym ciągu są domeną Węgrów. Najwięcej trenerów znad Dunaju zatrudniała klubowa piłka nożna, aczkolwiek gdybyśmy przeczesali annały polskiego sportu, znaleźlibyśmy także trenerów innych dyscyplin, przede wszystkim szermierki.
Węgierskie sukcesy piłkarskie zaczęły sprawiać, że do polskich klubów zaczęli przybywali ludzie propagujący węgierską myśl trenerską i próbujący przenieść ją na grunt polski. Jako, że od lat pięćdziesiątych największe sukcesy święciły kluby ze Śląska i stolicy, to właśnie tam trafiali Madziarzy mający wyszkolić przyszłe pokolenia polskich sportowców.
Postacią, która idealnie symbolizuje ówczesną potęgę klubową krajowego futbolu jest osoba trenera Janosa Steinera. Z trzema najmocniejszymi wówczas klubami wywalczył bowiem mistrzostwo Polski. Z warszawską Legią w 1955, z Górnikiem Zabrze w 1959 i rok później z Ruchem Chorzów. Do naszego kraju przyjechał jako były trener znanego i popularnego zespołu Vasas Budapest. Warto wspomnieć, że jego asystentem w stołecznym zespole był późniejszy trener stulecia, Kazimierz Górski. Węgierski trener nie zaniedbywał nauki, często wracał do ojczyzny doszkalać się u swoich kolegów. Przywoził stamtąd najnowsze metody treningowe. Z piłkarzami porozumiewał się mieszanką polskiego, śląskiego, węgierskiego, rosyjskiego i niemieckiego. Zmarł nagle w wyniku powikłania po ataku wyrostka robaczkowego. Na pogrzeb w Chorzowie (pół roku przed śmiercią ożenił się z mieszkanką tego miasta) przywieziono woreczek z węgierską ziemią, był obecny także ambasador Węgier.
Kolejną postacią łączącą polskie i węgierskie pokolenia piłkarzy był Ferenc Szusa. Legendarny piłkarz reprezentacji związany był całe życie z klubem Ujpest trenował także Górnika Zabrze. Zmarły w 2006 roku piłkarz i trener po dziś dzień patronuje budapeszteńskiemu stadionowi. W 2010 roku piłkarze obu drużyn z którymi związany był Węgier, rozegrali mecz towarzyszki, z którego dochód przeznaczony był na ufundowanie pomnika legendarnego napastnika.
Innymi szkoleniowcami związanymi z polskim futbolem byli Géza Kalocsay (reprezentant Węgier i Czechosłowacji, trener Górnika Zabrze w latach 1966-1969, zdobył z nim dwukrotnie mistrzostwo kraju oraz puchar), Zoltán Opata (siedemnastokrotny reprezentant Węgier, trener Górnika Zabrze pod koniec lat pięćdziesiątych), Ferenc Farsang (trener Górnika Zabrze w 1964 i 1965 roku), Michał Matyas (trener Górnika Zabrze w 1969) czy Gyula Szucz.
W Wiśle Kraków funkcję trenera sprawował Imre Schlosser. Został zatrudniony w Krakowie w roku 1931 będąc już uznanym trenerem i piłkarzem. To on jako pierwszy profesjonalnie szkolił piłkarzy pod względem taktyki i organizacji gry. Do tej pory grywało się na polskich boiskach metodą „bij i leć”, od chwili zatrudnienia Węgra przeszczepiono model gry znany z boisk Węgier i Austrii.
Także piłka reprezentacyjna doczekała się węgierskich śladów. Mało osób pamięta, że przed Leo Beenhakkerem nasza reprezentacja również miała już w swojej historii trenerów z zagranicy, właśnie z Węgier. Pierwszym z nich był Imre Pozsonyi pełniący funkcję trenera przy selekcjonerze Józefie Szkolnikowskim w 1921 roku (jako trener zdobył także w tym roku pierwszy w historii klubu tytuł mistrzowski dla Cracovii). Kolejnymi byli: Gyula Biró (pracował z reprezentacją podczas IO1924, trenował krakowski zespół Makabbi Kraków), István Szeder-Seidl (1950), Tivadar Kiraly (1950-1952), Andor Hajdu (1954).
Ale nie tylko piłkarze cieszyli się uznaniem w naszym kraju, także trenerzy szermierki. Nie można się temu dziwić, bowiem to Węgrzy właśnie od ponad stu lat zajmują czołowe lokaty na międzynarodowych imprezach szermierczych. Zresztą warto tutaj wspomnieć, że pierwsze kluby szermiercze zostały założone właśnie w Austro-Węgrzech (w Klużu i Budapeszcie). Powstały w 1929 roku Polski Związek Szermierczy wzorował się na statucie węgierskiej instytucji. Jeszcze w latach przedwojennych(1928-1936) zatrudniono w Polsce znanego trenera z nad Dunaju, Bélę Szombathely'ego. Dzięki niemu drużyna narodowa szablistów zdobywała brązowe medale na olimpiadzie.
Złotymi zgłoskami zapisała się w historii polskiego sportu kadra prowadzona w latach 1947-1958 przez innego Węgra, Jánosa Kevéya. Jego podopieczni zdobywali złote medale na mistrzostwach świata (osiem krążków) i Igrzyskach Olimpijskich (wystarczy wspomnieć Jerzego Pawłowskiego, Wojciecha Zabłockigo, Ryszarda Zuba, Jerzego Twardokensa czy Emila Ochyrę). Kevey zresztą zrewolucjonizował myślenie o treningu białą bronią, bowiem jako pierwszy zaczął przywozić kadrę do ośrodka szkoleniowego w Cetniewie, gdzie dotychczas trenowali tylko bokserzy. Stworzył kilka schematów taktycznych, polegających na opanowaniu paru prostych działań szermierczych. W roku 2007 uhonorowano go odsłonięciem gwiazdy z jego nazwiskiem we władysławowskiej Alei Gwiazd Sportu.
Waldemar Kugler