17-07-2014, 17:24
(16-07-2014, 14:26)betty842 napisał(a): (...)
Co do argumentów za Bałtykiem...
(...)
Bałtyk:mieszkaliśmy w domku,dzieciaki biegały po ośrodku,jeździły na rowerkach,na hulajnogach,bawiły się na placu zabaw,w razie deszczu szły na świetlicę lub na zadaszony taras
(...)
Balaton:mieszkaliśmy w hotelu (wiem wiem,można wynająć kwaterę ale nam BARDZO zależało na wyżywieniu) gdzie nie czuliśmy się swobodnie,nie pozwalaliśmy dzieciakom za bardzo szaleć,żeby nie przeszkadzały sąsiadom.
(...)
Faktem jest,ze nad Bałtykiem nie dane nam było trafić na brzydką pogodę więc nie wiem jakby to było gdyby np lało nam przez kilka dni...Może gdybym wymarzła nad naszym morzem to by się go odechciało? No ale śmiem twierdzić,że te dwa razy kiedy byliśmy nad morzem mielismy lepszą pogodę niż nad Balatonem.
Myślę, że chyba każdy zostanie przy swoim zdaniu.
Jak piszesz wolisz domki, ale nad Balatonem mieszkaliście w hotelu, więc już z założenia nie było komfortu psychicznego i swobody jaką dają domki.
Zależało Wam na wyżywieniu, a dla nas właśnie plusem na Węgrzech jest samodzielne decydowanie o tym gdzie i kiedy jeść, a zwłaszcza tamtejsze dania i produkty.
To, że statystycznie jest lepsza pogoda (tzn. mniej dni deszczowych) nad Bałtykiem, niż nad Balatonem na pewno nie można powiedzieć, choć oczywiście zdarza się, że w jakimś tygodniu na naszym wybrzeżu jest słońce, podczas gdy na Węgrzech leje.
Jak już wcześniej pisałem - "de gustibus...", czyli co kto lubi. Tu się może zdziwisz, ale my też nie jeździny nad Balaton, tak jak nie jeździmy nad polskie morze, bo w ogóle od siedzenia na plaży wolimy przemieszczać się, w czasie jednego wyjazdu poznać jakieś nowe miejsca i wpaść na 2-3 dni do tych już znanych i lubianych.
Do tego dochodzi fascynacja samymi krajem, która sprawia, że wolałbym osobiście (bo moja rodzina już miałaby inne zdanie) gdybym miał taki wybór, spędzić deszczowy tydzień w sennych miasteczkach wschodnich Węgier, niż słoneczne 7 dni w jakimś polskim **** hotelu z jacuzzi i basenem, gdzie po prostu wynudziłbym się okropnie.
To, że każdy ma inny gust jest oczywiste i nie ma sensu się przekonywać, bo to niczemu nie służy. Jeszcze a propos gustu, przykład z tego weekendu. Podczas małego zjazdu rodzinnego siedzieliśmy w 10 osób przy stole i w kontekście jedzenia padła propozycja, niech każdy powie swoją ulubioną zupę. Na 10 osób było wybranych aż 8 różnych zup. Tylko dwie zupy były podane przez 2 osoby, a reszta osób podawała ulubioną inną zupę
Tak jak wolimy inne zupy, wolimy też inny wypoczynek.