27-06-2015, 22:22
Trochę zawaliłem z kwietniówkową relacją na forum, ale cóż :/
22.04.2015
(Fotki tradycyjnie znajdują się tutaj)
Wstaję o 6 (niestety Tata budzi się znacznie później). Po śniadaniu i ogarnięciu się wyruszamy dopiero o 10 rano. Do granicy w Stancy mamy całkiem blisko (ok. 30 km).
Ostatnie miasteczka w Rumunii mijają nam pod znakiem opuszczonych PGR-ów, taka dosyć smutna postkomuna. Droga przed samym przejściem to dziury i dziury... Rumuni wypuszczają nas bez problemu. Przejeżdżamy bardzo pokręcony most (dosłownie) na rzece Prut i jesteśmy w Mołdawii! Po mołdawskiej stronie płacimy za winietę (są obowiązkowe) i parę innych papierków. Na końcu wbijają mołdawskie pieczątki, czyli coś chyba najbardziej lubianego na granicy wolni jesteśmy o 12.
Kierujemy się na Balti (duże miasto 75 km dalej). Jedziemy drogami znośnej jakości (czyt. trochę dziurawymi, ale do przeżycia) przez biedne wioski (widać biedę jeszcze bardziej niż w Rumunii). W Balti jesteśmy o 14. Wymieniamy kasę i ruszamy na zwiedzanie miasta. Niby wszystko szare, bure i ponure (oprócz soboru - ten świeci na błysk), ale jakieś takie klimatyczne.
Pod soborem trafiamy na... ślub - nie ma typowej dla polskich ślubów pompy, wielu gości, trąbienia... po prostu zero zadęcia. Po wyjściu z soboru kupujemy obiad (shoarma, ja po spróbowaniu kupuję kapuśniaczka bez kapusty) i idziemy do sklepu kupić mołdawską oranżadę (limonkowa Baban, polecam), owoce i wodę. Całe zakupy (opróćz obiadu) kosztują nas niecałe 10 PLN. Odwiedzamy jeszcze targ - nic ciekawego, robi się europejsko...
Miasto opuszczamy koło 15. Jedziemy praktycznie pustą magistralą M14 o dobrej nawierzchni (dla równowagi później nawierzchnia będzie fatalna) do Kiszyniowa - wokół piękne krajobrazy. Naszym celem są piwnice winne Cricova nieopodal stolicy. Małe błądzenie po źle oznakowanych drogach i jesteśmy. Ceny biletów nas zniechęcają - 55 PLN/os, rezygnujemy (poza tym nie mamy wolnego miejsca w aucie dla przewodnika). Miejsce totalnie bez duszy... kupujemy tylko na pamiątkę białe i czerwone wino.
Szybko zwijamy się z Cricovej. Chcemy wjechać do Naddniestrza (Dubasari). Na dwupasmówce w kierunku granicy zatrzymuje nas policja - innostrańcy o tej porze roku w Mołdawii? Udaje nam się dogadać z nimi pa ruski, okazuje się, że za wjazd do Naddniestrza pogranicznicy chcą 50 EUR, do tego nie moglibyśmy tam być więcej, niż 10 godzin. Trochę drogo... podjeżdżamy nad Dniestr (po mołdawskiej stronie), parkujemy i schodzimy nad rzekę. Pięknie, ale chłodno, dlatego po wymoczeniu rąk i obfotografowaniu miejsca dosyć szybko uciekamy do auta.
Postanawiamy kierować się na południe - w kierunku rumuńskiego wybrzeża. Jednak wcześniej zajeżdżamy jeszcze do Kiszyniowa. Ze zwiedzaniem ograniczamy się do ścisłego centrum, bo już jest dość późno (20.30). O 21 wchodzimy do centrum handlowego - w kawiarence internetowej uzupełniam FB, to forum i różne inne rzeczy. Koło 22 kończymy wizytę w galerii handlowej (i w Kiszyniowie) i kierujemy się na południe - do oporu!
Około 60 km za Kiszyniowem dwupasmówka się kończy, a zaczyna dziurawa droga (koło Cimislii). Dziury z prawdziwego zdarzenia, asfaltu jest nie więcej, niż połowa drogi... o 24 stajemy w Komracie, Tata robi parę zdjęć, ja akurat zasypiam podobno są tam piękne fontanny. Jedziemy aż do 3 rano, kiedy dojeżdżamy do Vulcanesti - 180 km za Kiszyniowem, kawałek za miasteczkiem śpimy w aucie, w winnicy koło kołchozu, w Gagauzji, na samym południu kraju.
22.04.2015
(Fotki tradycyjnie znajdują się tutaj)
Wstaję o 6 (niestety Tata budzi się znacznie później). Po śniadaniu i ogarnięciu się wyruszamy dopiero o 10 rano. Do granicy w Stancy mamy całkiem blisko (ok. 30 km).
Ostatnie miasteczka w Rumunii mijają nam pod znakiem opuszczonych PGR-ów, taka dosyć smutna postkomuna. Droga przed samym przejściem to dziury i dziury... Rumuni wypuszczają nas bez problemu. Przejeżdżamy bardzo pokręcony most (dosłownie) na rzece Prut i jesteśmy w Mołdawii! Po mołdawskiej stronie płacimy za winietę (są obowiązkowe) i parę innych papierków. Na końcu wbijają mołdawskie pieczątki, czyli coś chyba najbardziej lubianego na granicy wolni jesteśmy o 12.
Kierujemy się na Balti (duże miasto 75 km dalej). Jedziemy drogami znośnej jakości (czyt. trochę dziurawymi, ale do przeżycia) przez biedne wioski (widać biedę jeszcze bardziej niż w Rumunii). W Balti jesteśmy o 14. Wymieniamy kasę i ruszamy na zwiedzanie miasta. Niby wszystko szare, bure i ponure (oprócz soboru - ten świeci na błysk), ale jakieś takie klimatyczne.
Pod soborem trafiamy na... ślub - nie ma typowej dla polskich ślubów pompy, wielu gości, trąbienia... po prostu zero zadęcia. Po wyjściu z soboru kupujemy obiad (shoarma, ja po spróbowaniu kupuję kapuśniaczka bez kapusty) i idziemy do sklepu kupić mołdawską oranżadę (limonkowa Baban, polecam), owoce i wodę. Całe zakupy (opróćz obiadu) kosztują nas niecałe 10 PLN. Odwiedzamy jeszcze targ - nic ciekawego, robi się europejsko...
Miasto opuszczamy koło 15. Jedziemy praktycznie pustą magistralą M14 o dobrej nawierzchni (dla równowagi później nawierzchnia będzie fatalna) do Kiszyniowa - wokół piękne krajobrazy. Naszym celem są piwnice winne Cricova nieopodal stolicy. Małe błądzenie po źle oznakowanych drogach i jesteśmy. Ceny biletów nas zniechęcają - 55 PLN/os, rezygnujemy (poza tym nie mamy wolnego miejsca w aucie dla przewodnika). Miejsce totalnie bez duszy... kupujemy tylko na pamiątkę białe i czerwone wino.
Szybko zwijamy się z Cricovej. Chcemy wjechać do Naddniestrza (Dubasari). Na dwupasmówce w kierunku granicy zatrzymuje nas policja - innostrańcy o tej porze roku w Mołdawii? Udaje nam się dogadać z nimi pa ruski, okazuje się, że za wjazd do Naddniestrza pogranicznicy chcą 50 EUR, do tego nie moglibyśmy tam być więcej, niż 10 godzin. Trochę drogo... podjeżdżamy nad Dniestr (po mołdawskiej stronie), parkujemy i schodzimy nad rzekę. Pięknie, ale chłodno, dlatego po wymoczeniu rąk i obfotografowaniu miejsca dosyć szybko uciekamy do auta.
Postanawiamy kierować się na południe - w kierunku rumuńskiego wybrzeża. Jednak wcześniej zajeżdżamy jeszcze do Kiszyniowa. Ze zwiedzaniem ograniczamy się do ścisłego centrum, bo już jest dość późno (20.30). O 21 wchodzimy do centrum handlowego - w kawiarence internetowej uzupełniam FB, to forum i różne inne rzeczy. Koło 22 kończymy wizytę w galerii handlowej (i w Kiszyniowie) i kierujemy się na południe - do oporu!
Około 60 km za Kiszyniowem dwupasmówka się kończy, a zaczyna dziurawa droga (koło Cimislii). Dziury z prawdziwego zdarzenia, asfaltu jest nie więcej, niż połowa drogi... o 24 stajemy w Komracie, Tata robi parę zdjęć, ja akurat zasypiam podobno są tam piękne fontanny. Jedziemy aż do 3 rano, kiedy dojeżdżamy do Vulcanesti - 180 km za Kiszyniowem, kawałek za miasteczkiem śpimy w aucie, w winnicy koło kołchozu, w Gagauzji, na samym południu kraju.