![[Obrazek: bca4a6a9177efacc.jpg]](https://images89.fotosik.pl/99/bca4a6a9177efacc.jpg)
Lokal, w którym mamy się bawić, to Kulacs Csarda położona w Dolinie Pięknej Pani, około półtora kilometra od naszego pensjonatu. Przybywamy zaraz o 19-tej, jesteśmy wśród pierwszych gości i możemy nikomu nie przeszkadzając obejść sale i pstryknąć parę zdjęć. Stoliki są czteroosobowe i przy rezerwacji poprosiłem o towarzystwo, z którym będę w stanie porozmawiać, jako języki kontaktowe zaproponowałem słowacki albo angielski. Gospodarz sali (czy jak tam się tę osobę nazywa) spisał się doskonale. O 20-tej, gdy już zaczęliśmy podjadać, pojawia się dwoje Węgrów mieszkających na Słowacji. A raczej pochodzących ze Słowacji, ponieważ od lat pracują za granicą, obecnie we Francji. Wyjechali w poszukiwaniu lepszych perspektyw - my też dobrze znamy te tematy. Tak się składa,że pan R. ma zawód bardzo bliski mojemu, nie rozmawiamy jednak o technice, a głównie o historii Polski i Węgier, zabytkach, ciekawostkach i miejscach wartych zwiedzenia oraz o życiu prywatnym. Robimy sobie wspólne zdjęcie.
![[Obrazek: b66671d817e5580f.jpg]](https://images90.fotosik.pl/99/b66671d817e5580f.jpg)
![[Obrazek: ae4cfbd136817fe8.jpg]](https://images89.fotosik.pl/99/ae4cfbd136817fe8.jpg)
Impreza jest "all inclusive" - mamy do wyboru dania gorące ze szwedzkiego stołu, deskę serów, wiele rodzajów ciastek (wspaniałe serniki i strudel z jabłkami na ciepło), a także alkohole z bardzo długiej listy. W tym zakresie zdajemy się jednak na propozycję szefa sali - w karafkach mamy wino Leanyka i Egri Bikavera. Według innego kelnera, którego poźniej zapytał pan R., miało to być Cabernet Sauvignon. Być może ten pierwszy chciał gościom z Polski polecić lokalny specjał - podobnie, jak każdy baca potrafi turyście pokazać Rysy nawet z Krupówek. Wypiliśmy razem parę dzbanków, cokolwiek to było. Oraz po kieliszeczku ziołówki. Goście, blisko 200 osób, siedzą na trzech połączonych salach, na jednej sami Polacy - wycieczka z Krakowa. Tam rozbrzmiewa cygańska kapela. Dla reszty gra DJ, odtwarza popularne przeboje, trochę śpiewa pod karaoke, była oczywiście Dziewczyna o perłowych włosach i inne światowe evergreeny. Miejsca do tańca nie za wiele, jest dosyć ciasno. O północy goście śpiewają hymn węgierski, a akompaniują Cyganie chwilowo występujący na głównym parkiecie. Polewamy się szampanem i podziwiamy naprawdę imponujący pokaz fajerwerków.
![[Obrazek: 38c2281a91b8b34d.jpg]](https://images92.fotosik.pl/99/38c2281a91b8b34d.jpg)
![[Obrazek: f4c27b41c103159d.jpg]](https://images89.fotosik.pl/99/f4c27b41c103159d.jpg)
![[Obrazek: 46001236167ae890.jpg]](https://images90.fotosik.pl/99/46001236167ae890.jpg)
![[Obrazek: 32fa097305acb73a.jpg]](https://images90.fotosik.pl/99/32fa097305acb73a.jpg)
Wracamy na salę, trochę tańczymy. Obserwujemy, jak pewien nieco wyliniały amant porywa do tańca atrakcyjną Węgierkę. Po paru minutach widzimy, jak zaleca się do innej dziewczyny. Jeszcze chwila - i sam znajduje się w mocnych objęciach człowieka pokaźnej postury, który tanecznym, acz zdecydowanym krokiem odprowadza go do stolika. Ktoś w tym momencie stwierdza, że darmowy alkohol bez ograniczeń na Sylwestrze nie zawsze jest optymalnym rozwiązaniem.
Czas na gorące danie - zabielany kapuśniak, oraz loterię fantową. Nasza sąsiadka ma szczęście - kupiła dwa losy i oba wygrane, odbiera znicz zapachowy i zestaw eleganckich kapci. Reszta naszego stolika przekonuje się, że hazard generalnie nie popłaca. Główną nagrodą tomboli był weekend w Hajduszoboszlo.
Po loterii przy stolikach pojawia się coraz więcej pustych miejsc. Nasi towarzysze zaczynają się zbierać, o trzeciej ma po nich przyjechać taksówka. My też nie zamierzamy popisywać się wytrwałością, plan został wykonany. Pożegnalne uściski, podziękowania i rozjeżdżamy się.
Parę godzin snu, pakujemy nasze rzeczy i koło dziesiątej oddajemy klucze do pokoju. Po drodze zatrzymujemy się w Sarospataku. Kąpielisko jest czynne dopiero od 14-tej, mamy godzinę czasu. W miasteczku pozamykane jest wszystko oprócz policji i Rakoczi Panzio Etterem. W tym lokalu posilamy się zupą gulaszową i gnamy do kolejki przy kasie Vegardo. Kupowanie biletów jak zwykle wlecze się w nieskończoność. Musimy się zadowolić basenem pływackim i do nauki, bo termalne są nieczynne. Jest wreszcie okazja trochę popływać w prawdziwym basenie sportowym. W tym roku pod namiotem nie ma niestety jacuzzi, ale sauny działają normalnie.
![[Obrazek: 22e094a4f6608954.jpg]](https://images92.fotosik.pl/99/22e094a4f6608954.jpg)
![[Obrazek: 9b0558b4e4effd74.jpg]](https://images90.fotosik.pl/99/9b0558b4e4effd74.jpg)
O 18-tej wychodzimy, pani kasjerka nas poznaje i zaprasza na kemping końcem kwietnia. Ruszamy w stronę Polski. Przez Słowację jedziemy w nasilających się opadach śniegu. Za Barwinkiem nawet droga nr 9 jest biała, z rzadka mijamy pługi śnieżne. W Domaradzu odbijamy na Dynów, jedziemy dość pewnie, ale na podjazdach widzimy zygzakowate koleiny wyrzeźbione przez inne samochody. W domu jesteśmy dopiero przed jedenastą - nie było zresztą po co się śpieszyć.
Sezon wyjazdowy pomyślnie rozpoczęty.