01-01-2020, 10:50
W końcu nadszedł ten wielki wieczór wieńczący wyjazd. Trochę wbrew moim zasadom z rana uprawiałem lenistwo i z domu wyszedłem grubo po zachodzie słońca.
Zaraz po 18-tej przeszliśmy przez bramkę kąpieliska, gdzie oprócz kolejnej opaski i klucza do szatni (kaucja 500) dostałem zegarek do bufetu (kaucja zwrotna 1000 i 10000 gotówką na poczet konsumpcji). Wyglądam jak tęczowy koleś:
Na sali są już pierwsi goście - towarzystwo mocno naftalinowe, jak i my zresztą. Stroje swobodne, pod tym względem także nie odstajemy. Zajmujemy ławkę przy stoliku w pobliżu bufetu, a z dala od głośników. Z czasem przybyło młodzieży, naszą uwagę zwróciła rodzinka w szlafrokach 2+6 - dzieci to jedna nastolatka, trzy młodsze dziewczynki i dwaj chłopcy wyglądający na 6 i 3 lata - ostatni oczywiście jest maskotką całej rodziny, noszony na rękach, przebierany itp. Wszyscy szczupli, wszyscy żwawi... wbrew powszechnemu mniemaniu o Węgrach. Jeśli to byli Węgrzy, bo chyba są i obcokrajowcy, pewnie Niemcy, sądząc po rejestracjach na parkingu. Impreza w stylu retro - disc jockey gra stare światowe i węgierskie przeboje, nie wiem, dlaczego nie było Dziewczyny o perłowych włosach. Tańczymy.
Na stołach są talerze z suchymi ciasteczkami oraz słonymi pierożkami. Pozostałe potrawy są do zamówienia w bufecie. Proszę o podwójny smażony ser z ziemniakami i sałatką i jedno piwo - za taką porcję przyszło zapłacić równe 5000. Podane na plastiku. Nie dowiem się już, czy są to ceny sylwestrowe, czy codzienne, ale pewnie tyle samo zapłacilibyśmy na górce w restauracji EKB. Bo tyle mniej - więcej kosztował tam posiłek przedstawiony na wcześniejszych zdjęciach, przyniesiony przez kelnera.
Te grzyby na paragonie to pomyłka, wycofana pod koniec kwitu. Piwa był pełny kubek. Już kończę to narzekanie - wiem, że każdy chce zarobić.
Przed 21-szą przebieramy się i idziemy do wody. Chlapiemy się przy muzyce, dopóki animator nie zawoła "xx perc" - do toastu zostały minuty. Znów wskakuję w ubranie wyjściowe z szacunku dla hymnu - żona tylko przywdziewa szlafrok. Elegancka pani organizatorka - od razu było widać, że jest tu służbowo - już rozdaje plastikowe kieliszki z szampanem. Nadchodzi północ - odliczanie, hymn, życzenia, pokaz sztucznych ogni...
Ktoś zajął nasz stolik, ale przecież nie będziemy już nic jeść. Zresztą mamy kanapki i nie zawahalibyśmy się ich użyć. Chwilę tańczymy i znowu idziemy do wody. Wychodzimy o 2-giej, żegnam się z Termalto przed kamerką internetową i odbieram kaucję z kasy.
Zaraz po 18-tej przeszliśmy przez bramkę kąpieliska, gdzie oprócz kolejnej opaski i klucza do szatni (kaucja 500) dostałem zegarek do bufetu (kaucja zwrotna 1000 i 10000 gotówką na poczet konsumpcji). Wyglądam jak tęczowy koleś:
Na sali są już pierwsi goście - towarzystwo mocno naftalinowe, jak i my zresztą. Stroje swobodne, pod tym względem także nie odstajemy. Zajmujemy ławkę przy stoliku w pobliżu bufetu, a z dala od głośników. Z czasem przybyło młodzieży, naszą uwagę zwróciła rodzinka w szlafrokach 2+6 - dzieci to jedna nastolatka, trzy młodsze dziewczynki i dwaj chłopcy wyglądający na 6 i 3 lata - ostatni oczywiście jest maskotką całej rodziny, noszony na rękach, przebierany itp. Wszyscy szczupli, wszyscy żwawi... wbrew powszechnemu mniemaniu o Węgrach. Jeśli to byli Węgrzy, bo chyba są i obcokrajowcy, pewnie Niemcy, sądząc po rejestracjach na parkingu. Impreza w stylu retro - disc jockey gra stare światowe i węgierskie przeboje, nie wiem, dlaczego nie było Dziewczyny o perłowych włosach. Tańczymy.
Na stołach są talerze z suchymi ciasteczkami oraz słonymi pierożkami. Pozostałe potrawy są do zamówienia w bufecie. Proszę o podwójny smażony ser z ziemniakami i sałatką i jedno piwo - za taką porcję przyszło zapłacić równe 5000. Podane na plastiku. Nie dowiem się już, czy są to ceny sylwestrowe, czy codzienne, ale pewnie tyle samo zapłacilibyśmy na górce w restauracji EKB. Bo tyle mniej - więcej kosztował tam posiłek przedstawiony na wcześniejszych zdjęciach, przyniesiony przez kelnera.
Te grzyby na paragonie to pomyłka, wycofana pod koniec kwitu. Piwa był pełny kubek. Już kończę to narzekanie - wiem, że każdy chce zarobić.
Przed 21-szą przebieramy się i idziemy do wody. Chlapiemy się przy muzyce, dopóki animator nie zawoła "xx perc" - do toastu zostały minuty. Znów wskakuję w ubranie wyjściowe z szacunku dla hymnu - żona tylko przywdziewa szlafrok. Elegancka pani organizatorka - od razu było widać, że jest tu służbowo - już rozdaje plastikowe kieliszki z szampanem. Nadchodzi północ - odliczanie, hymn, życzenia, pokaz sztucznych ogni...
Ktoś zajął nasz stolik, ale przecież nie będziemy już nic jeść. Zresztą mamy kanapki i nie zawahalibyśmy się ich użyć. Chwilę tańczymy i znowu idziemy do wody. Wychodzimy o 2-giej, żegnam się z Termalto przed kamerką internetową i odbieram kaucję z kasy.