14-07-2014, 21:10
czyli jak w 3 jechaliśmy nad Balaton a wylądowaliśmy w 4 w Hajdúszoboszló ...
W tym roku postanowiliśmy pojechać tam, gdzie byli już wszyscy, tylko nie my-Węgry.
Ale gdzie... może węgierskie morze ??
Znajomy tam był (znajomy znajomego również), wprawdzie na dzień dobry pożegnał się ze swoją zaliczką gdy w realu zobaczył kwaterę i na miejscu musiał szukać nowej. Pono w 20 minut znalazł lepszą i tańszą. 'Jedźcie w ciemno - powiedział - Bez problemu znajdziecie nocleg - powiedział'
No to jedziemy nad Balaton !
Węgry kojarzą mi się z dziwnym, absolutnie niewymawialnym językiem, Budapesztem, Balatonem, niby prawdziwym powiedzeniem i sznurówkami, które przywiozła siostra z kolonii . Trochę mało i przed wyjazdem wiedzę na temat tego kraju należałoby nieco uzupełnić. Szukam w necie info gdzie-co-i-jak, które miasto jest fajne a które mniej, o jest jezioro Hévíz, jak miło, ale juniora tam nie wpuszczą.
Z każdym dniem ( a czasu jest mało) coraz bardziej boli mnie głowa od nadmiaru informacji, często bardzo sprzecznych. I coraz mniej podoba mi się Balaton ...
Ja kocham morze, mąż góry a junior pływanie. Balaton jednak morzem nie jest, tym bardziej górą, a pływanie w nim, hmmmm...hmmmm. Po lekturze kolejnych postów stwierdzam, ze jest to jednak mega kałuża z dużą ilością znajomych pszczółki Mai i atrapą plaży czyli trawą.
Nieeee, ja tam nie jadę !
Czasu jest coraz mniej, pies coraz bardziej obrażony bo skumał, że się z nami nie wybierze. Ustalamy, ze junior jest najważniejszy, góry mamy o rzut beretem a ja nie umrę jak nie zobaczę morza. Siostra serwuje temat baseny termalne Cserkeszőlő , szukam i widzę .. Hajdúszoboszló, obok puszta ! obok Debreczyn ! 2 godz. autostradą do Budapesztu, dookoła inne baseny termalne, oceanarium w Sosto, po drodze Słowacki Raj... jest dobrze
Jedziemy w ciemno, se pojeździmy po Węgrzech, może zahaczymy o wielką kałużę, się nie znudzimy ... Z błogiego, przedwyjazdowego stanu budzi mnie telefon od seniorki 'bymchciałajechaćzwami'...Kierunku wyjazdu nie zmienię, bośmy się na te Węgry napalili, wszystkiego też pewnie nie pooglądamy. Ok. Sprawę nieco komplikuje … nocleg. Bo o ile wyjazd w ciemno jest dla nas przygodą, o tyle dla seniorki może okazać się koszmarem.
W głowie rodzą mi się wizje, że:
- zamiast skuterów powita nas cisza
- wszyscy znający angielski (o polskim nie wspominając) wyjadą na wakacje
- kwater wolnych nie będzie
- w końcu znajdziemy świetne miejsce, właściciel mówiący po polsku/włosku /angielsku. A potem okaże się, ze jest to pensjonat Normana Bates'a …
Nic to, muszę wcześniej poszukać noclegu... czas, jak wiemy, w miejscu nie stoi. Wysyłam kilka zapytań, tam gdzie mi się podoba ( a przede wszystkim spodoba się seniorce) miejsc wolnych nie ma, tam gdzie są lokal wydaje się podejrzany, w międzyczasie czytam o kradzieżach, opłaconych z góry zaliczkach a na miejscu lipa bo mąż właścicielki już kogoś zakwaterował, itepeitede. W końcu idę na łatwiznę i załatwiam nocleg przez polskie biuro (dopowiadam sobie, ze jakby coś to mamy pomoc i spisaną po polsku umowę). Mąż stwierdza, ze przepłacamy, ja, że święty spokój ma swoja cenę.
Dwa dni przed wyjazdem i'm easy like sunday morning, możemy jechać.
Wyjazd o 7.00, wszystko mamy ? no, a zapakowałaś ? mamo, a ile my pojedziemy ? schowałeś karty EKUZ ? babciu a ty umiesz pływać ? Gdzie dałeś euro na winietę ? Start...
Polska to piękny kraj, z pięknymi kobietami i brzydkimi drogami. Po godzinie z dużymi minutami mijamy Korbielów, na najbliższej słowackiej stacji bezproblemowo kupujemy winietę. Winieta kosztuje 10 euro na 10 dni, pani źle dziurkuje dzień wjazdu i zastanawiam się jak na to ewentualnie zareaguje słowacki policjant
Słowacja to piękny kraj z pięknymi zamkami i niebrzydkimi drogami. Coś mnie do tych zamków ciągnie, swoiste deja-vu', nie, żebym od razu była jakąś królewną, ale feeling jest. Postanawiamy, że w drodze powrotnej pozwiedzamy jakieś zamczysko
robimy przerwę na papierosa, mamo jestem głodny, chce ktoś kawy
Miło mija nam podróż, do czasu, aż mąż puszcza Cohena. W kółko. Lubię Cohena, ale to nie jest nuta 'hurrah jedziemy na Węgry', nawet secret life nie pasuje do jakże tajemniczej Słowacji. Niepotrzebna dyskusja, dla rozładowania emocji rzucam 'co wiesz na temat kraju, do którego zmierzamy', seniorka opowiada jak to kiedyś zakłady pracy się wymieniały delegacjami, jak wszyscy na tych delegacjach pili, junior się dopytuje czy dziadek też pił, zaczynam opowiadać co ciekawego zobaczymy (info z forum węgierskiego ), junior stwierdza, że najchętniej wróciłby do Polski, na boisko, do kolegów i tęskni za psem. No to się nam wakacje fajnie zaczęły
Mimo, że jedziemy dopiero 4 godz. (nie licząc przerwy na papierosa, mamo jestem głodny, chce ktoś kawy) lekkie zmęczenie wisi już w powietrzu. Po drodze 2 długie tunele (junior bardzo zainteresowany) i z wielką radością o godz.12.20 witamy przejście Milhosť - Tornyosnémeti
tutaj uwaga: w budynku JEST WC (na parkingu spotkaliśmy spłoszonych Polaków niemaubikacji, niemaubikacji) – wchodzisz, na prawo knajpka, na lewo pani sprzedaje matrice (całkiem legalnie ) w euro lub forintach, trochę w głąb there is WC. Na granicy jest także kantor i trafika (tam kupisz papierosy. Z trafiką było niezłe zamieszanie, ale to później).
Mamy matrice, wszystkie autostrady są nasze, drogi Wasze a lato muminków. Jeszcze 2 godziny i będziemy na miejscu. Hurrahhh, nie pozwalam już na żaden postój, hurrahh !
Węgry to piękny kraj, z przydrożnymi arbuzami i pustymi autostradami
cdn.
W tym roku postanowiliśmy pojechać tam, gdzie byli już wszyscy, tylko nie my-Węgry.
Ale gdzie... może węgierskie morze ??
Znajomy tam był (znajomy znajomego również), wprawdzie na dzień dobry pożegnał się ze swoją zaliczką gdy w realu zobaczył kwaterę i na miejscu musiał szukać nowej. Pono w 20 minut znalazł lepszą i tańszą. 'Jedźcie w ciemno - powiedział - Bez problemu znajdziecie nocleg - powiedział'
No to jedziemy nad Balaton !
Węgry kojarzą mi się z dziwnym, absolutnie niewymawialnym językiem, Budapesztem, Balatonem, niby prawdziwym powiedzeniem i sznurówkami, które przywiozła siostra z kolonii . Trochę mało i przed wyjazdem wiedzę na temat tego kraju należałoby nieco uzupełnić. Szukam w necie info gdzie-co-i-jak, które miasto jest fajne a które mniej, o jest jezioro Hévíz, jak miło, ale juniora tam nie wpuszczą.
Z każdym dniem ( a czasu jest mało) coraz bardziej boli mnie głowa od nadmiaru informacji, często bardzo sprzecznych. I coraz mniej podoba mi się Balaton ...
Ja kocham morze, mąż góry a junior pływanie. Balaton jednak morzem nie jest, tym bardziej górą, a pływanie w nim, hmmmm...hmmmm. Po lekturze kolejnych postów stwierdzam, ze jest to jednak mega kałuża z dużą ilością znajomych pszczółki Mai i atrapą plaży czyli trawą.
Nieeee, ja tam nie jadę !
Czasu jest coraz mniej, pies coraz bardziej obrażony bo skumał, że się z nami nie wybierze. Ustalamy, ze junior jest najważniejszy, góry mamy o rzut beretem a ja nie umrę jak nie zobaczę morza. Siostra serwuje temat baseny termalne Cserkeszőlő , szukam i widzę .. Hajdúszoboszló, obok puszta ! obok Debreczyn ! 2 godz. autostradą do Budapesztu, dookoła inne baseny termalne, oceanarium w Sosto, po drodze Słowacki Raj... jest dobrze
Jedziemy w ciemno, se pojeździmy po Węgrzech, może zahaczymy o wielką kałużę, się nie znudzimy ... Z błogiego, przedwyjazdowego stanu budzi mnie telefon od seniorki 'bymchciałajechaćzwami'...Kierunku wyjazdu nie zmienię, bośmy się na te Węgry napalili, wszystkiego też pewnie nie pooglądamy. Ok. Sprawę nieco komplikuje … nocleg. Bo o ile wyjazd w ciemno jest dla nas przygodą, o tyle dla seniorki może okazać się koszmarem.
W głowie rodzą mi się wizje, że:
- zamiast skuterów powita nas cisza
- wszyscy znający angielski (o polskim nie wspominając) wyjadą na wakacje
- kwater wolnych nie będzie
- w końcu znajdziemy świetne miejsce, właściciel mówiący po polsku/włosku /angielsku. A potem okaże się, ze jest to pensjonat Normana Bates'a …
Nic to, muszę wcześniej poszukać noclegu... czas, jak wiemy, w miejscu nie stoi. Wysyłam kilka zapytań, tam gdzie mi się podoba ( a przede wszystkim spodoba się seniorce) miejsc wolnych nie ma, tam gdzie są lokal wydaje się podejrzany, w międzyczasie czytam o kradzieżach, opłaconych z góry zaliczkach a na miejscu lipa bo mąż właścicielki już kogoś zakwaterował, itepeitede. W końcu idę na łatwiznę i załatwiam nocleg przez polskie biuro (dopowiadam sobie, ze jakby coś to mamy pomoc i spisaną po polsku umowę). Mąż stwierdza, ze przepłacamy, ja, że święty spokój ma swoja cenę.
Dwa dni przed wyjazdem i'm easy like sunday morning, możemy jechać.
Wyjazd o 7.00, wszystko mamy ? no, a zapakowałaś ? mamo, a ile my pojedziemy ? schowałeś karty EKUZ ? babciu a ty umiesz pływać ? Gdzie dałeś euro na winietę ? Start...
Polska to piękny kraj, z pięknymi kobietami i brzydkimi drogami. Po godzinie z dużymi minutami mijamy Korbielów, na najbliższej słowackiej stacji bezproblemowo kupujemy winietę. Winieta kosztuje 10 euro na 10 dni, pani źle dziurkuje dzień wjazdu i zastanawiam się jak na to ewentualnie zareaguje słowacki policjant
Słowacja to piękny kraj z pięknymi zamkami i niebrzydkimi drogami. Coś mnie do tych zamków ciągnie, swoiste deja-vu', nie, żebym od razu była jakąś królewną, ale feeling jest. Postanawiamy, że w drodze powrotnej pozwiedzamy jakieś zamczysko
robimy przerwę na papierosa, mamo jestem głodny, chce ktoś kawy
Miło mija nam podróż, do czasu, aż mąż puszcza Cohena. W kółko. Lubię Cohena, ale to nie jest nuta 'hurrah jedziemy na Węgry', nawet secret life nie pasuje do jakże tajemniczej Słowacji. Niepotrzebna dyskusja, dla rozładowania emocji rzucam 'co wiesz na temat kraju, do którego zmierzamy', seniorka opowiada jak to kiedyś zakłady pracy się wymieniały delegacjami, jak wszyscy na tych delegacjach pili, junior się dopytuje czy dziadek też pił, zaczynam opowiadać co ciekawego zobaczymy (info z forum węgierskiego ), junior stwierdza, że najchętniej wróciłby do Polski, na boisko, do kolegów i tęskni za psem. No to się nam wakacje fajnie zaczęły
Mimo, że jedziemy dopiero 4 godz. (nie licząc przerwy na papierosa, mamo jestem głodny, chce ktoś kawy) lekkie zmęczenie wisi już w powietrzu. Po drodze 2 długie tunele (junior bardzo zainteresowany) i z wielką radością o godz.12.20 witamy przejście Milhosť - Tornyosnémeti
tutaj uwaga: w budynku JEST WC (na parkingu spotkaliśmy spłoszonych Polaków niemaubikacji, niemaubikacji) – wchodzisz, na prawo knajpka, na lewo pani sprzedaje matrice (całkiem legalnie ) w euro lub forintach, trochę w głąb there is WC. Na granicy jest także kantor i trafika (tam kupisz papierosy. Z trafiką było niezłe zamieszanie, ale to później).
Mamy matrice, wszystkie autostrady są nasze, drogi Wasze a lato muminków. Jeszcze 2 godziny i będziemy na miejscu. Hurrahhh, nie pozwalam już na żaden postój, hurrahh !
Węgry to piękny kraj, z przydrożnymi arbuzami i pustymi autostradami
cdn.