Może podejdę do tematu z innej perspektywy...Poza wieloma plusami zaskoczyła mnie kwestia ignorancji językowej Węgrów. Jak to możliwe, że kraj będący w UE, mający świadomość, że turystyka jest dla nich jednym z głównych źródeł dochodów w taki, a nie inny sposób podchodzi do tych spraw?
Pisze z perspektywy osoby, która była tam pierwszy raz (region Kisvarda, Sarospatak, Nyiregyhaza). Na tych wakacjach kolega był z kolei w Hajduszoboszlo, ale z jego opowiadań wygląda to podobnie. Nie oczekuje, że starsze pokolenie będzie umiało świetnie angielski, bo sam bardzo dobrze go nie znam, ale kilka zdań związanych z noclegiem mogliby się nauczyć...To przecież leży w ich interesie.
Dostrzegam tu pewną niekonsekwencje...dostawałem od nich ulotki z noclegiem, chcieli, aby przekazać je znajomym, ale jedyne co umieli wypowiedzieć, to "kolegi Polak".
Jeśli chodzi o młodsze pokolenie 10-25 latków, to tutaj jestem również negatywnie zaskoczony. Z czego wynika fakt, że oni nawet do 10 nie potrafią liczyć po angielsku? Na basenach podają kartki i proszą, aby napisać im cyfry na kartce. Wniosek nasuwa się oczywisty...oni nie mają nauki angielskiego na poziomie powszechnym? Jakich innych języków poza swoim uczą się tam obecnie dzieciaki w szkołach?
Właśnie rozmawiam z kolegą z pracy, który kilka razy urlopował się w okolicach Balatonu i uświadamia mnie, że sytuacja również tam jest taka, jak ją opisuje. Może jest pewna mała różnica na plus, tzn. im dalej na południe, ale nie mówmy o skrajnościach, tylko o pewnej tendencji, która jest subtelnie mówiąc..."przerażająca".
Pisze z perspektywy osoby, która była tam pierwszy raz (region Kisvarda, Sarospatak, Nyiregyhaza). Na tych wakacjach kolega był z kolei w Hajduszoboszlo, ale z jego opowiadań wygląda to podobnie. Nie oczekuje, że starsze pokolenie będzie umiało świetnie angielski, bo sam bardzo dobrze go nie znam, ale kilka zdań związanych z noclegiem mogliby się nauczyć...To przecież leży w ich interesie.
Dostrzegam tu pewną niekonsekwencje...dostawałem od nich ulotki z noclegiem, chcieli, aby przekazać je znajomym, ale jedyne co umieli wypowiedzieć, to "kolegi Polak".
Jeśli chodzi o młodsze pokolenie 10-25 latków, to tutaj jestem również negatywnie zaskoczony. Z czego wynika fakt, że oni nawet do 10 nie potrafią liczyć po angielsku? Na basenach podają kartki i proszą, aby napisać im cyfry na kartce. Wniosek nasuwa się oczywisty...oni nie mają nauki angielskiego na poziomie powszechnym? Jakich innych języków poza swoim uczą się tam obecnie dzieciaki w szkołach?
Właśnie rozmawiam z kolegą z pracy, który kilka razy urlopował się w okolicach Balatonu i uświadamia mnie, że sytuacja również tam jest taka, jak ją opisuje. Może jest pewna mała różnica na plus, tzn. im dalej na południe, ale nie mówmy o skrajnościach, tylko o pewnej tendencji, która jest subtelnie mówiąc..."przerażająca".