Węgrzy może nie przepadają za Rumunami, ale historii i geografii na razie zmieniać nie potrafimy. Rumunia to osobliwy kraj, który spróbuję przedstawić na podstawie jedynie kilkunastu dni pobytu w trzech ostatnich latach. Będzie to więc opis bardzo powierzchowny i subiektywny, właściwie zza szyb samochodu. Zachęcam jednak do odwiedzenia i własnej oceny.
Rumunia ma swoją historię, splecioną z węgierską i polską (śmiesznie znajomo brzmi nazwa m0telu "popas" - ale przecież jest to słowo podróżników i kupców). Tutaj skansen w Marmaros Sighet. To miasto, jak wiele innych, ma 2 albo 3 nazwy - Sighetu Marmatei i jakoś jeszcze (przepraszam, jeśli kogoś uraziłem).
Nie różni się przecież zbytnio charakterem od skansenu w Nowym Sączu - zaś w Sączu można usłyszeć historie o "maziarzach", którzy ze smarami docierali także na ziemie dzisiejszej Rumunii. Na rynku w Baia Mare można sobie wyobrazić, że nagle przenieśliśmy się gdzieś do Małopolski.
To, czego brak Węgrom, a co posiada Rumunia, to morze (Morze Czarne, Mangalia):
oraz góry (Trasa Transfogaraska):
Atrakcją jest kolejka leśna w Viseu de Sus - lokomotywy to nie traktory postawione na szynach, ale oryginały - jedna ma ponad 100 lat. Impreza się w ostatnich latach bardzo skomercjalizowała - zaczynało się podobno od przejazdów "na łebka", gdy nikt z dozoru nie widział (albo przymykał oko). Do ostatka wydaje się, że wyjazd jest niepewny, coś tam stukają przy parowozach, smarują - ale bez obaw, gdyby trzeba było oddać takie pieniądze (za rodzinę około 100 zł), to skład pociągnęłaby choćby Cyganka z dziećmi.
Jedzie się wzdłuż rzeki i wg mnie jest to "spływ Dunajcem dla cierpiących na chorobę morską". Piękne góry, biedne wioski, zrywka drzewa, koń czy samochód pławiący się w rzece, bose dzieci, kobiety w białych koszulach i czarnych chustkach na co dzień, pranie ubrań i dywanów, piękne haftowane narzuty suszące się na sznurach - czyli spotkanie z przyrodą i folklorem.
Inną perełką rumuńskiej prowincji jest... to nie planetarium, to ogród botaniczny założony przez niedawno zmarłego nauczyciela w Jibou, dokładnie pośrodku niczego:
Można podziwiać klasztory i cerkwie - nowe i stare, zapomniane albo odwiedzane przez tłumy pątników:
Słynny cmentarz w Sapancie - mój śp. Kolega, gdy była dyskusja o dużych pieniądzach, powiedział, że za to "biedakowi łatwiej umierać" - coś w tym chyba jest:
Wbrew obiegowym przesądom nie spotkałem się z natarczywym żebractwem, nie zostaliśmy okradzeni ani zaatakowani przez bezpańskie psy. Każdy n0cleg w Rumunii, "dwójka" czy "piątka", w h0telu czy na prywatnej kw@terze, prowincja czy kurort - kosztuje 100 zł. Część północna Rumunii, gdzie dzicz i góry, przypomina nasze Bieszczady sprzed 30 lat. Okolice bliższe Bukaresztu to lepsze drogi, ale niestety też MacDonaldy, fotoradary i ogólnie cywilizacja jak nie porównując u nas. Publiczne baseny rumuńskie są tanie, niestety pod względem higieny - trzecia liga. Byłem w Baie Felix pod Oradeą oraz w Carei - nie ma tam zwyczaju otaczania basenu kratkami, przez które ciągle przelewa się woda z powierzchni wraz z (za przeproszeniem) glutami i utopionymi muchami - a na Węgrzech, Słowacji czy u nas to przecież standard. Inny przykład to brak mydła w umywalniach. Więc pod tym względem na razie nie są dla Węgrów konkurencją.
Aha, polecane piwa to Ursus i Ciuc.
Rumunia ma swoją historię, splecioną z węgierską i polską (śmiesznie znajomo brzmi nazwa m0telu "popas" - ale przecież jest to słowo podróżników i kupców). Tutaj skansen w Marmaros Sighet. To miasto, jak wiele innych, ma 2 albo 3 nazwy - Sighetu Marmatei i jakoś jeszcze (przepraszam, jeśli kogoś uraziłem).
Nie różni się przecież zbytnio charakterem od skansenu w Nowym Sączu - zaś w Sączu można usłyszeć historie o "maziarzach", którzy ze smarami docierali także na ziemie dzisiejszej Rumunii. Na rynku w Baia Mare można sobie wyobrazić, że nagle przenieśliśmy się gdzieś do Małopolski.
To, czego brak Węgrom, a co posiada Rumunia, to morze (Morze Czarne, Mangalia):
oraz góry (Trasa Transfogaraska):
Atrakcją jest kolejka leśna w Viseu de Sus - lokomotywy to nie traktory postawione na szynach, ale oryginały - jedna ma ponad 100 lat. Impreza się w ostatnich latach bardzo skomercjalizowała - zaczynało się podobno od przejazdów "na łebka", gdy nikt z dozoru nie widział (albo przymykał oko). Do ostatka wydaje się, że wyjazd jest niepewny, coś tam stukają przy parowozach, smarują - ale bez obaw, gdyby trzeba było oddać takie pieniądze (za rodzinę około 100 zł), to skład pociągnęłaby choćby Cyganka z dziećmi.
Jedzie się wzdłuż rzeki i wg mnie jest to "spływ Dunajcem dla cierpiących na chorobę morską". Piękne góry, biedne wioski, zrywka drzewa, koń czy samochód pławiący się w rzece, bose dzieci, kobiety w białych koszulach i czarnych chustkach na co dzień, pranie ubrań i dywanów, piękne haftowane narzuty suszące się na sznurach - czyli spotkanie z przyrodą i folklorem.
Inną perełką rumuńskiej prowincji jest... to nie planetarium, to ogród botaniczny założony przez niedawno zmarłego nauczyciela w Jibou, dokładnie pośrodku niczego:
Można podziwiać klasztory i cerkwie - nowe i stare, zapomniane albo odwiedzane przez tłumy pątników:
Słynny cmentarz w Sapancie - mój śp. Kolega, gdy była dyskusja o dużych pieniądzach, powiedział, że za to "biedakowi łatwiej umierać" - coś w tym chyba jest:
Wbrew obiegowym przesądom nie spotkałem się z natarczywym żebractwem, nie zostaliśmy okradzeni ani zaatakowani przez bezpańskie psy. Każdy n0cleg w Rumunii, "dwójka" czy "piątka", w h0telu czy na prywatnej kw@terze, prowincja czy kurort - kosztuje 100 zł. Część północna Rumunii, gdzie dzicz i góry, przypomina nasze Bieszczady sprzed 30 lat. Okolice bliższe Bukaresztu to lepsze drogi, ale niestety też MacDonaldy, fotoradary i ogólnie cywilizacja jak nie porównując u nas. Publiczne baseny rumuńskie są tanie, niestety pod względem higieny - trzecia liga. Byłem w Baie Felix pod Oradeą oraz w Carei - nie ma tam zwyczaju otaczania basenu kratkami, przez które ciągle przelewa się woda z powierzchni wraz z (za przeproszeniem) glutami i utopionymi muchami - a na Węgrzech, Słowacji czy u nas to przecież standard. Inny przykład to brak mydła w umywalniach. Więc pod tym względem na razie nie są dla Węgrów konkurencją.
Aha, polecane piwa to Ursus i Ciuc.