Nic nie zapowiadałem, aby nie zapeszyć, ale wszystko się poukładało i jedziemy. Dzień przed wyjazdem SMS do Miskolca (Korona Panzio) o zwyczajowej treści:
Tekturowy policjant w Ladomirowej - poważany nawet przez malarzy graffiti.
3100Ft za skład 2+2 i skaczemy do wody. Woda jak woda, kąpielisko jak kąpielisko - od zeszłego roku przybyły tylko roślinki pod balonem (niektóre sztuczne, inne prawdziwe - zapewne celem produkcji tlenu, bo mimo ciągłego nadmuchu jest tam trochę duszno).
Ale po co siedzieć w balonie - pogoda jest piękna, słońce i słaby wiaterek, lepiej korzystać z odkrytych maczajek:
Większość gości to Polacy, jak zwykle pierwszego maja. Ratowniczka nie pozwala chlapać, skakać, nawet wchodzić z piciem do basenu.
Mamy przemycony stary czajnik, więc robimy sobie kanapki, herbatę i zupki w proszku. Oczywiście konsumujemy na trawniku, a nie we wodzie.
Po sześciu godzinach trzeba się zbierać - do Miskolca 70km. Droga lepsza niż na Słowacji, ale trzeba uważać, bo zdarzają się wyrwy. Poznajemy słówko "uthibak" - zepsucia drogi. Wieczorkiem meldujemy się w naszym pokoju, powitania z gospodarzem, rozmowa jak zawsze trochę na migi, pytania o zdrowie itp. Obiadokolacja w malutkiej kuchnio-jadalni w pensjonacie.
Odkładam wyjazd do bankomatu na jutro. Rano nie mogę znaleźć kartki z adresami bankomatów - w Miskolcu Unicredit ma aż cztery i nigdy nie zapamiętam, który to jest ten najbliższy. A topografia Miskolca też jest dla mnie zagadką - jedna oś to linia tramwajowa i rzeczka, druga oś to droga Kassa-Budapest, trzecia to linia centrum-Tapolca - niby wszystkie się przecinają, ale nie wiadomo, gdzie... Przydało się jednak młócenie plew na temat religii - przypomniałem sobie inną nazwę w okolicy bankomatu: Kalvin>Ustaw jako cel i jedziemy, po drodze wymuszając trasę na skróty obok uniwersytetu, a nie główną drogą. Oczywiście prędzej czy później trafiłbym na miejsce, ale dzięki GPS o 7:58 wsiadałem już do samochodu po całej transakcji, a od 8:00 parkowanie jest płatne. Zaoszczędzony czas spędzam na samotnych zakupach, przez co znowu oszczędzam czas - z żoną i dziećmi zeszłoby 3x dłużej. Zdjęcie w wątku "Co przywozicie z Węgier" .
Gospodarz po starej znajomości policzył nam tylko za dwie dorosłe osoby i jest to naprawdę mało jak na taką wyjątkową lokalizację (200 metrów od kąpieliska w jaskini). Po śniadaniu ruszamy do Balmazujvaros. Droga świetna, 80km w większej części szosą poza zabudowaniami. Odwiedzamy przedszkole w tym miasteczku, aby odnowić znajomość sprzed paru lat i kwadrans później skaczemy do wody. O kąpielisku "Rumianek" więcej w osobnym wątku .
Było miło, ale o szóstej pakujemy się wymoczeni i zrelaksowani - kierunek Miskolc, na przedmieściu kupujemy lody i owoce, na kolację słodka uczta. W nocy była ulewa, ale ranek okazał się ładny. Pożegnanie i jedziemy przez Tokaj do Sarospataku.
Tokaj: w Tourinformie dowiadujemy się, że to piękne miasteczko nie ma swojego kąpieliska termalnego (które zapewne i tak byłoby strasznie drogie).
W Sarospataku trochę mniej ludzi, głównie Polacy z kempingu. Po południu się trochę zachmurzyło. O szóstej wychodzimy.
Karczma Var Vendeglo Panzio, Arpad utca:
O północy 3/4 jesteśmy z powrotem w domu.
Cytat:kyerem fogyalas 1 szoba majus1-majus3..., koszonom...bez ogonków, bo mój stary telefon i tak nie ma apostrofów w alfabecie i dostaję potwierdzenie "OK". Wczesnym rankiem pierwszego o siódmej osiemnaście (:wsciekly diabel: ) udało mi się zagonić uczestników (żona i 2 młodszych synów) do samochodu i ruszamy na południe. No i prawie na południe - po czterech godzinach, przejeżdżając Słowację, gdzie wylały rzeki, pełne zwierza bory i pełno stróżów prawa przy "drodze" - jesteśmy w Sarospataku.
Tekturowy policjant w Ladomirowej - poważany nawet przez malarzy graffiti.
3100Ft za skład 2+2 i skaczemy do wody. Woda jak woda, kąpielisko jak kąpielisko - od zeszłego roku przybyły tylko roślinki pod balonem (niektóre sztuczne, inne prawdziwe - zapewne celem produkcji tlenu, bo mimo ciągłego nadmuchu jest tam trochę duszno).
Ale po co siedzieć w balonie - pogoda jest piękna, słońce i słaby wiaterek, lepiej korzystać z odkrytych maczajek:
Większość gości to Polacy, jak zwykle pierwszego maja. Ratowniczka nie pozwala chlapać, skakać, nawet wchodzić z piciem do basenu.
Mamy przemycony stary czajnik, więc robimy sobie kanapki, herbatę i zupki w proszku. Oczywiście konsumujemy na trawniku, a nie we wodzie.
Po sześciu godzinach trzeba się zbierać - do Miskolca 70km. Droga lepsza niż na Słowacji, ale trzeba uważać, bo zdarzają się wyrwy. Poznajemy słówko "uthibak" - zepsucia drogi. Wieczorkiem meldujemy się w naszym pokoju, powitania z gospodarzem, rozmowa jak zawsze trochę na migi, pytania o zdrowie itp. Obiadokolacja w malutkiej kuchnio-jadalni w pensjonacie.
Odkładam wyjazd do bankomatu na jutro. Rano nie mogę znaleźć kartki z adresami bankomatów - w Miskolcu Unicredit ma aż cztery i nigdy nie zapamiętam, który to jest ten najbliższy. A topografia Miskolca też jest dla mnie zagadką - jedna oś to linia tramwajowa i rzeczka, druga oś to droga Kassa-Budapest, trzecia to linia centrum-Tapolca - niby wszystkie się przecinają, ale nie wiadomo, gdzie... Przydało się jednak młócenie plew na temat religii - przypomniałem sobie inną nazwę w okolicy bankomatu: Kalvin>Ustaw jako cel i jedziemy, po drodze wymuszając trasę na skróty obok uniwersytetu, a nie główną drogą. Oczywiście prędzej czy później trafiłbym na miejsce, ale dzięki GPS o 7:58 wsiadałem już do samochodu po całej transakcji, a od 8:00 parkowanie jest płatne. Zaoszczędzony czas spędzam na samotnych zakupach, przez co znowu oszczędzam czas - z żoną i dziećmi zeszłoby 3x dłużej. Zdjęcie w wątku "Co przywozicie z Węgier" .
Gospodarz po starej znajomości policzył nam tylko za dwie dorosłe osoby i jest to naprawdę mało jak na taką wyjątkową lokalizację (200 metrów od kąpieliska w jaskini). Po śniadaniu ruszamy do Balmazujvaros. Droga świetna, 80km w większej części szosą poza zabudowaniami. Odwiedzamy przedszkole w tym miasteczku, aby odnowić znajomość sprzed paru lat i kwadrans później skaczemy do wody. O kąpielisku "Rumianek" więcej w osobnym wątku .
Było miło, ale o szóstej pakujemy się wymoczeni i zrelaksowani - kierunek Miskolc, na przedmieściu kupujemy lody i owoce, na kolację słodka uczta. W nocy była ulewa, ale ranek okazał się ładny. Pożegnanie i jedziemy przez Tokaj do Sarospataku.
Tokaj: w Tourinformie dowiadujemy się, że to piękne miasteczko nie ma swojego kąpieliska termalnego (które zapewne i tak byłoby strasznie drogie).
W Sarospataku trochę mniej ludzi, głównie Polacy z kempingu. Po południu się trochę zachmurzyło. O szóstej wychodzimy.
Cytat:Dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi.Kościół pod wezwaniem Niepolkalanego Poczęcia NMP w Sarospataku, bo to święto:
Karczma Var Vendeglo Panzio, Arpad utca:
O północy 3/4 jesteśmy z powrotem w domu.