Moja miłość do Węgier zaczęła się stosunkowo niedawno, mniej więcej dwa lata temu.
Zaczęło się niewinnie, czekałam na kogoś i dla zabicia czasu weszłam do sklepu węgierskiego. Zawsze w głębi duszy darzyłam Węgry sympatią, mniej więcej wiedziałam, że Balaton, że salami, papryka...ale po zakupach udzieliła mi się jakaś nostalgia, tęsknota sama nei wiem za czym. Zaczęłam się interesować Węgrami, głównie kuchnią Uśmiech i w miarę upływu czasu, nawet nie wiem kiedy, wzięło mnie. Uśmiech
Kolejnym krokiem był wylot do Budapesztu. Poleciałam tam na tydzień. Mieszkałam w hotelu na wzgórzach Budy, w okolicach Pálvölgyi barlang i czułam się tam wspaniale, z rosnącym zainteresowaniem zaliczałam kolejne punkty bardziej i mniej obowiązkowe.
Po powrocie zdecydowałam się zapisać na kurs węgierskiego w Centrum Węgierskim w Warszawie. Musiałam zrezygnować, ponieważ miałam operację szczęki i na jakiś czas aparat mowy nie funkcjonował.
Postanowiłam zdawać na hungarystykę na Uw, chociaż nie jestem już w wieku studenckim(mam 27lat), i dostałam się!
Nie mogę się doczekać zajęć.
Niedługo wybuieram się ponownie do Budapesztu na Festiwal Wina.
Wpadłam po uszy...