Wyruszyliśmy w sobotę o 4:11 w pierwszych kroplach mżawki. Cała trasa z załączonymi wycieraczkami. Na kemping wjechaliśmy o 7:51 (254km, 3h 40m, z tego na Słowacji 1h 50m). W Sarospataku także drobny deszcz albo intensywna mżawka. Mamy rezerwację "czwórki" w mobilhazie, chociaż jesteśmy tylko w składzie 3-osobowym z przewagą młodzieży.
![[Obrazek: fcab600564975c9e.jpg]](https://images90.fotosik.pl/48/fcab600564975c9e.jpg)
Zaczynamy od śniadania, a potem idziemy do kwadratu termalnego - wciąż pada. Namiot już stoi, ale jest zamknięty. Acapulco, dziecinny i zjeżdżalnie nie działają, więc do wyboru poza kwadratem jest jedynie ten duży basen pod zjeżdżalniami z letnią wodą - dla pływaków. Na termalnym zepsuła się chyba markiza, bo mimo deszczu nie jest rozłożona. Ale koło 9-tej deszcz słabnie i ustaje, a wkrótce przejaśnia się i wreszcie widzimy słońce. Nadal jest chlodno i wieje dość silny wiatr, odczuwalny bardziej na otwartej przestrzeni, ale słoneczne promienie radykalnie poprawiają nastrój. Opalamy się nie dbając o poparzenia i ryzyko udaru. Odwiedzamy też chłodniejszy basen pływacki, aby trochę potrenować.
![[Obrazek: 9e4175f26b8529b9.jpg]](https://images91.fotosik.pl/48/9e4175f26b8529b9.jpg)
![[Obrazek: 929ee7c2b41450cd.jpg]](https://images89.fotosik.pl/48/929ee7c2b41450cd.jpg)
Na kąpielisku jest może dwanaście osób, przeważają Polacy, są i Węgrzy, Słowak z żoną i chyba nawet ktoś z San Escobar. Towarzystwo w średnim wieku, jest cicho i spokojnie. Koło 14-tej zjadamy w d0mku szybki lunch kanapkowy wzbogacony węgierską zupą gulaszową z koperty. Ponieważ pokój jest dobrze wyposażony i kosztował też niemało, korzystamy ze wszystkich udogodnień. Skacząc po kanałach TV zauważyłem tytuł "Egy magyar nabob" (Węgierski magnat), ekranizację powieści, którą czytałem chyba dwa lata temu. Rozpoznaję charakterystyczne postaci - hrabiego, bratanka-utracjusza, starą ciotkę - postrach kawalerów, festynowego króla cikoszy czy poczciwego rzemieślnika. Z dialogów oczywiście nie rozumiem nic. Przerywamy seans i bez zwłoki wracamy do basenów. Wychodzimy z wody po 17-tej, żeby przed wieczorną mszą pospacerować po zamku i kupić Tokaj "szóstkę", Unicum oraz ketchup na grilla.
![[Obrazek: 7f9d1fe09c5abdc1.jpg]](https://images89.fotosik.pl/48/7f9d1fe09c5abdc1.jpg)
![[Obrazek: 76b07608394f29bfgen.jpg]](https://images90.fotosik.pl/515/76b07608394f29bfgen.jpg)
Szybki powrót był bardzo szczęśliwą decyzją, bo dzienna portierka jakoś niefortunnie przekazała zmianę nocnemu stróżowi. Furtka w bramie została zamknięta na klucz. Stróż zaraz znikł, jak zwykle, na kąpielisku (ma chyba zadany jakiś obchód) i o 19:30 dwoje rodaków odzianych w ręczniki i klapki długo kołatało, aby wydostać się do Vegardo Szallas - h0teliku należącego formalnie do kempingu, ale położonego za bramą. Nie chcieli skorzystać z naszej skromnej gościny i poszli szukać stróża. Wrócili z ochroniarzem, tym z warkoczykiem na brodzie, i on jednak nie mógł nic wskórać. W końcu pojawił się wyczekiwany stróż i wypuścił więźniów, otwierając z daleka bramę pilotem. Na jego miejscu również wolałbym się nie zbliżać, nawet, gdybym nie znał polskiego. Ledwie odszedł - przy bramce pojawiła się Węgierka z obsługi kąpieliska i zapytała nas o klucz, którego niestety nie mieliśmy. Pani była w znacznie lepszym położeniu, gdyż miała odpowiednie ubranie i posiadała rower - zapewne udała się do wyjścia od strony miasta. Rano okazało się, że ktoś w desperacji otworzył trzy plastikowe puszki elektryczne na słupkach bramy - jednak żadnego ukrytego guzika w środku nie było.
![[Obrazek: c21ef7325648f5a6.jpg]](https://images89.fotosik.pl/48/c21ef7325648f5a6.jpg)
Tymczasem niespiesznie pieczemy kiełbasę, a następnie jemy kolację. Noc jest gwiaździsta. Wina pijemy bardzo mało i kładziemy się spać.
Poranek jest piękny, wiatr się uspokoił, zaraz po 8-mej idziemy do wody. Wbrew naszym przypuszczeniom nawet w niedzielę tłumu nie było. Nadal panuje senna atmosfera, chociaż jest jeden wyjątek: jakiś facet bardzo głośno opowiada o swoim wodowstręcie, co czwarte słowo na k... . Na szczęście w kwadracie łatwo się schować przed takim krzykaczem za jakimś murkiem - no chyba, że wlezie na zegar. Jednak postanawiam zaopatrzyć się na następny raz w wodoodporny notes i ołówek. Podejdę do takiego gościa i nie odzywając się będę udawał, że pilnie notuję jego zwierzenia. Ciekawe, jak to zadziała?
Zainspirowany fotograficznym trikiem z czytanej we wodzie gazety robię sobie zdjęcie przy natrysku w taki sposób, jakbym to ja pluł wodą i to na jakiegoś dziadzia, który akurat zażywał masaży. Wyszło jednak tak ohydnie, że sam się brzydzę na nie patrzeć i nikomu nie wyślę nawet na priva. Kto chce zobaczyć - niech sobie sam zrobi!
Po południu zaczyna się niegroźnie chmurzyć. Na obiad dojadamy wczorajszą kiełbasę - upiekliśmy specjalnie więcej, a teraz odgrzewamy w mikrofalówce. Korzystamy z d0mku, ile chcemy - to ostatni dzień sezonu i nikt się nie będzie kw@terował. Nawet sprzątania nie ma, więc tylko sami wywalamy worki ze śmieciami do kontenera, żeby nie gniły w pokoju. Znowu chwila kąpieli i opuszczamy kemping, żegnamy się z portierką na rok. Odwiedzamy jeszcze Var Vendeglo, bo nie potrafimy sobie odmówić naleśników.
![[Obrazek: 1ac87f44aeb90f47.jpg]](https://images92.fotosik.pl/48/1ac87f44aeb90f47.jpg)
Krótki przystanek w Tesco i ruszamy do d0mu uważając na płową zwierzynę, która tym razem dosyć mocno się naprzykrza.
![[Obrazek: 0a9af013d00792e9.png]](https://images91.fotosik.pl/48/0a9af013d00792e9.png)
Przed 21-szą bezpiecznie wjeżdżamy na podwórko, szczęśliwi i nie nazbyt zmęczeni. Zakończenie sezonu było bardzo udane!
![[Obrazek: fcab600564975c9e.jpg]](https://images90.fotosik.pl/48/fcab600564975c9e.jpg)
Zaczynamy od śniadania, a potem idziemy do kwadratu termalnego - wciąż pada. Namiot już stoi, ale jest zamknięty. Acapulco, dziecinny i zjeżdżalnie nie działają, więc do wyboru poza kwadratem jest jedynie ten duży basen pod zjeżdżalniami z letnią wodą - dla pływaków. Na termalnym zepsuła się chyba markiza, bo mimo deszczu nie jest rozłożona. Ale koło 9-tej deszcz słabnie i ustaje, a wkrótce przejaśnia się i wreszcie widzimy słońce. Nadal jest chlodno i wieje dość silny wiatr, odczuwalny bardziej na otwartej przestrzeni, ale słoneczne promienie radykalnie poprawiają nastrój. Opalamy się nie dbając o poparzenia i ryzyko udaru. Odwiedzamy też chłodniejszy basen pływacki, aby trochę potrenować.
![[Obrazek: 9e4175f26b8529b9.jpg]](https://images91.fotosik.pl/48/9e4175f26b8529b9.jpg)
![[Obrazek: 929ee7c2b41450cd.jpg]](https://images89.fotosik.pl/48/929ee7c2b41450cd.jpg)
Na kąpielisku jest może dwanaście osób, przeważają Polacy, są i Węgrzy, Słowak z żoną i chyba nawet ktoś z San Escobar. Towarzystwo w średnim wieku, jest cicho i spokojnie. Koło 14-tej zjadamy w d0mku szybki lunch kanapkowy wzbogacony węgierską zupą gulaszową z koperty. Ponieważ pokój jest dobrze wyposażony i kosztował też niemało, korzystamy ze wszystkich udogodnień. Skacząc po kanałach TV zauważyłem tytuł "Egy magyar nabob" (Węgierski magnat), ekranizację powieści, którą czytałem chyba dwa lata temu. Rozpoznaję charakterystyczne postaci - hrabiego, bratanka-utracjusza, starą ciotkę - postrach kawalerów, festynowego króla cikoszy czy poczciwego rzemieślnika. Z dialogów oczywiście nie rozumiem nic. Przerywamy seans i bez zwłoki wracamy do basenów. Wychodzimy z wody po 17-tej, żeby przed wieczorną mszą pospacerować po zamku i kupić Tokaj "szóstkę", Unicum oraz ketchup na grilla.
![[Obrazek: 7f9d1fe09c5abdc1.jpg]](https://images89.fotosik.pl/48/7f9d1fe09c5abdc1.jpg)
![[Obrazek: 76b07608394f29bfgen.jpg]](https://images90.fotosik.pl/515/76b07608394f29bfgen.jpg)
Szybki powrót był bardzo szczęśliwą decyzją, bo dzienna portierka jakoś niefortunnie przekazała zmianę nocnemu stróżowi. Furtka w bramie została zamknięta na klucz. Stróż zaraz znikł, jak zwykle, na kąpielisku (ma chyba zadany jakiś obchód) i o 19:30 dwoje rodaków odzianych w ręczniki i klapki długo kołatało, aby wydostać się do Vegardo Szallas - h0teliku należącego formalnie do kempingu, ale położonego za bramą. Nie chcieli skorzystać z naszej skromnej gościny i poszli szukać stróża. Wrócili z ochroniarzem, tym z warkoczykiem na brodzie, i on jednak nie mógł nic wskórać. W końcu pojawił się wyczekiwany stróż i wypuścił więźniów, otwierając z daleka bramę pilotem. Na jego miejscu również wolałbym się nie zbliżać, nawet, gdybym nie znał polskiego. Ledwie odszedł - przy bramce pojawiła się Węgierka z obsługi kąpieliska i zapytała nas o klucz, którego niestety nie mieliśmy. Pani była w znacznie lepszym położeniu, gdyż miała odpowiednie ubranie i posiadała rower - zapewne udała się do wyjścia od strony miasta. Rano okazało się, że ktoś w desperacji otworzył trzy plastikowe puszki elektryczne na słupkach bramy - jednak żadnego ukrytego guzika w środku nie było.
![[Obrazek: c21ef7325648f5a6.jpg]](https://images89.fotosik.pl/48/c21ef7325648f5a6.jpg)
Tymczasem niespiesznie pieczemy kiełbasę, a następnie jemy kolację. Noc jest gwiaździsta. Wina pijemy bardzo mało i kładziemy się spać.
Poranek jest piękny, wiatr się uspokoił, zaraz po 8-mej idziemy do wody. Wbrew naszym przypuszczeniom nawet w niedzielę tłumu nie było. Nadal panuje senna atmosfera, chociaż jest jeden wyjątek: jakiś facet bardzo głośno opowiada o swoim wodowstręcie, co czwarte słowo na k... . Na szczęście w kwadracie łatwo się schować przed takim krzykaczem za jakimś murkiem - no chyba, że wlezie na zegar. Jednak postanawiam zaopatrzyć się na następny raz w wodoodporny notes i ołówek. Podejdę do takiego gościa i nie odzywając się będę udawał, że pilnie notuję jego zwierzenia. Ciekawe, jak to zadziała?
Zainspirowany fotograficznym trikiem z czytanej we wodzie gazety robię sobie zdjęcie przy natrysku w taki sposób, jakbym to ja pluł wodą i to na jakiegoś dziadzia, który akurat zażywał masaży. Wyszło jednak tak ohydnie, że sam się brzydzę na nie patrzeć i nikomu nie wyślę nawet na priva. Kto chce zobaczyć - niech sobie sam zrobi!
Po południu zaczyna się niegroźnie chmurzyć. Na obiad dojadamy wczorajszą kiełbasę - upiekliśmy specjalnie więcej, a teraz odgrzewamy w mikrofalówce. Korzystamy z d0mku, ile chcemy - to ostatni dzień sezonu i nikt się nie będzie kw@terował. Nawet sprzątania nie ma, więc tylko sami wywalamy worki ze śmieciami do kontenera, żeby nie gniły w pokoju. Znowu chwila kąpieli i opuszczamy kemping, żegnamy się z portierką na rok. Odwiedzamy jeszcze Var Vendeglo, bo nie potrafimy sobie odmówić naleśników.
![[Obrazek: 1ac87f44aeb90f47.jpg]](https://images92.fotosik.pl/48/1ac87f44aeb90f47.jpg)
Krótki przystanek w Tesco i ruszamy do d0mu uważając na płową zwierzynę, która tym razem dosyć mocno się naprzykrza.
![[Obrazek: 0a9af013d00792e9.png]](https://images91.fotosik.pl/48/0a9af013d00792e9.png)
Przed 21-szą bezpiecznie wjeżdżamy na podwórko, szczęśliwi i nie nazbyt zmęczeni. Zakończenie sezonu było bardzo udane!