Chciałbym tu wrzucić tworzoną właśnie relację z tegorocznego wyjazdu: oprócz krótkiego pobytu na Węgrzech to głównie Rumunia plus Mołdawia i Serbia.
Ponieważ jednak forum ma ograniczenia np. z wrzucaniem zdjęć (10 na post, w tym emotki) to pozwolę sobie po początkowej "zajawce" zaprosić na resztę tekstu i zdjęć na bloga (który zresztą jest w stopce). Mam nadzieję, że nikt się nie oburzy z tego powodu ale trochę mi niewygodnie łączyć kilka postów w jedno, aby zmieścić się w wymaganiach forum
Zatem jedziemy... Odcinek pierwszy: PRZEZ SŁOWACJĘ I TOKAJ DO WĘGIERSKICH WÓD
Letni długi wyjazd czas zacząć! Po ubiegłorocznej wyprawie skandynawskiej pora było powrócić na południowe cieplejsze kierunki.
Podobnie jak we wcześniejszych latach miesiącem wyjazdu znów był sierpień. Podobnie jak zazwyczaj w momencie pierwszego odpalenia silnika na Śląsku za oknem lało i ogólnie było paskudnie. Oprócz tego jednak wprowadziłem kilka zmian.
Zamiast jechać jak zwykle na Czeski Cieszyn i Żylinę tym razem cisnę w kierunku Krakowa, następnie na Nowy Sącz i Muszynkę. Mało brakowało a wypad zakończyłby się już w okolicach Brzeska, kiedy to wyprzedzający mnie na autostradzie samochód znalazł się w martwym polu lusterka i niemal na niego wjechałem przy pełnej prędkości. Potem przed granicą prawie przejechałem psa, który wyraźnie miał zdolności samobójcze. A na sam koniec polskiego epizodu poznikały gdzieś wszystkie stacje benzynowe, w których chciałem zatankować do pełna i tak wjechałem na Słowację.
Przestało padać, ale niebo nadal zachmurzone. Dobre i to.
Za Bardejovem zjeżdżam na boczną drogę do wioski Hervartov (Hervartó), w której znajduje się drewniany kościół wpisany na listę UNESCO. Jest jednym z najstarszych w kraju, bo z około 1500 roku. Z zewnątrz prezentuje się raczej tradycyjnie...
...jednak w środku zachwyca bogactwem polichromii z XVI-XVII wieku. Niektóre napisy są w archaicznym słowackim.
Zdjęcia robię "nielegalnie" z chóru. Nie mam zamiaru płacić za fotki opiekunowi świątyni, który przy wejściu wyskoczył do mnie z jakimś bulgotaniem, pretensjami i dziwną miną! W ogóle nie zrozumiałem o co mu chodzi, bo facet niby mówił po słowacku ale z tak strasznym akcentem, że miałem wrażenie iż to jakiś mieszkaniec buszu...
Facet w ogóle jest pokręcony. Turystów z Łotwy traktuje jak Rosjan, mimo, iż ewidentnie trafił na etnicznych Łotyszy. Zresztą Łotwa myli mu się ciągle z Litwą, taki drobiazg. Do Węgrów stosuje znaną z Polski metodę porozumiewania: jak będę mówił głośno i wyraźnie, to na pewno dotrze .
Ogólnie to trochę ludzi się tutaj kręci, mikroskopijny parking za rzeczką bywa za ciasny. Ale pewno to też zasługa weekendu.
Jedziemy dalej. Trzycyfrowe szosy prowadzą wzdłuż pasma górskiego Čergov - jestem w tych rejonach pierwszy raz.
Ponieważ jednak forum ma ograniczenia np. z wrzucaniem zdjęć (10 na post, w tym emotki) to pozwolę sobie po początkowej "zajawce" zaprosić na resztę tekstu i zdjęć na bloga (który zresztą jest w stopce). Mam nadzieję, że nikt się nie oburzy z tego powodu ale trochę mi niewygodnie łączyć kilka postów w jedno, aby zmieścić się w wymaganiach forum
Zatem jedziemy... Odcinek pierwszy: PRZEZ SŁOWACJĘ I TOKAJ DO WĘGIERSKICH WÓD
Letni długi wyjazd czas zacząć! Po ubiegłorocznej wyprawie skandynawskiej pora było powrócić na południowe cieplejsze kierunki.
Podobnie jak we wcześniejszych latach miesiącem wyjazdu znów był sierpień. Podobnie jak zazwyczaj w momencie pierwszego odpalenia silnika na Śląsku za oknem lało i ogólnie było paskudnie. Oprócz tego jednak wprowadziłem kilka zmian.
Zamiast jechać jak zwykle na Czeski Cieszyn i Żylinę tym razem cisnę w kierunku Krakowa, następnie na Nowy Sącz i Muszynkę. Mało brakowało a wypad zakończyłby się już w okolicach Brzeska, kiedy to wyprzedzający mnie na autostradzie samochód znalazł się w martwym polu lusterka i niemal na niego wjechałem przy pełnej prędkości. Potem przed granicą prawie przejechałem psa, który wyraźnie miał zdolności samobójcze. A na sam koniec polskiego epizodu poznikały gdzieś wszystkie stacje benzynowe, w których chciałem zatankować do pełna i tak wjechałem na Słowację.
Przestało padać, ale niebo nadal zachmurzone. Dobre i to.
Za Bardejovem zjeżdżam na boczną drogę do wioski Hervartov (Hervartó), w której znajduje się drewniany kościół wpisany na listę UNESCO. Jest jednym z najstarszych w kraju, bo z około 1500 roku. Z zewnątrz prezentuje się raczej tradycyjnie...
...jednak w środku zachwyca bogactwem polichromii z XVI-XVII wieku. Niektóre napisy są w archaicznym słowackim.
Zdjęcia robię "nielegalnie" z chóru. Nie mam zamiaru płacić za fotki opiekunowi świątyni, który przy wejściu wyskoczył do mnie z jakimś bulgotaniem, pretensjami i dziwną miną! W ogóle nie zrozumiałem o co mu chodzi, bo facet niby mówił po słowacku ale z tak strasznym akcentem, że miałem wrażenie iż to jakiś mieszkaniec buszu...
Facet w ogóle jest pokręcony. Turystów z Łotwy traktuje jak Rosjan, mimo, iż ewidentnie trafił na etnicznych Łotyszy. Zresztą Łotwa myli mu się ciągle z Litwą, taki drobiazg. Do Węgrów stosuje znaną z Polski metodę porozumiewania: jak będę mówił głośno i wyraźnie, to na pewno dotrze .
Ogólnie to trochę ludzi się tutaj kręci, mikroskopijny parking za rzeczką bywa za ciasny. Ale pewno to też zasługa weekendu.
Jedziemy dalej. Trzycyfrowe szosy prowadzą wzdłuż pasma górskiego Čergov - jestem w tych rejonach pierwszy raz.