Niedziela to ostatni dzień naszej ekspedycji. Na śniadanie prosimy o jajka na kiełbasie. Ale nie zamawialiśmy po pięć - to liczba domyślna.
Znów świeci słońce. Wyruszamy w kierunku Sostofurdo do Aquariusa. Ostatnio byłem tam w lecie 4,5 roku temu. Mimo reorganizacji w zimowym modzie kąpieliska prawie nic się nie zmieniło. Jak wtedy dostępne są baseny z bełkotkami pod dachem, sektor dziecięcy, zjeżdżalnie i sztuczny wir w części rozrywkowej oraz jeden jedyny zewnętrzny basen z natryskami.
Natomiast nowością jest balon nad basenem pływackim i małą ciepłą maczajką. Ten zestaw do złudzenia przypomina Sarospatak w okresie zimowym. Żeby nie było plagiatu - w Aquariusie do balonu idzie się - czy raczej biegnie - stumetrowym mroźnym, zamglonym i zaszronionym tunelem zakończonym śluzą. Nic więc dziwnego, że gdy wchodzimy pod tę kopułę, to znajdujemy w niej tylko siedmioro gości i ratownika.
Ale w ogóle w kąpielisku nie widać tłoku, którego się obawiałem: duże miasto, niedziela, okres poświątecznego wypoczynku... Nie ma kolejek do biczy ani przy bufetach. Do rur-zjeżdżalni najwyżej 2-3 osoby. Jedynie aby zająć miejsce w jacuzzi trzeba się zaczaić.
Chociaż nie umiem zjeżdżać w rurach to niestety: zapłacone - nie może się zmarnować. Zjeżdżalnia krótka czerwona - nic specjalnego. Niebieska jest bardzo łagodna, cały czas muszę się odpychać rękami. Czarno-zielona z początku bardzo płaska i także wiosłuję, gdzieś 1/3 od końca nabiera takiej stromizny, że zaciskam nos i oczy i staram się osłonić twarz i inne ważne narządy. Udało się wydostać na brzeg bez pomocy ratownika, ale i tak łyknąłem nosem trochę wody.
Z wieży robię jeszcze zdjęcia letnich basenów pokrytych krą oraz balonu kryjącego pływalnię.
Wstępujemy do bufetu na rosół i ser w panierce z frytkami i warzywami (płatne zegarkiem). Jest drożej, niż poprzedniego wieczoru w czardzie, a chyba porównywalnie do barku w Sarkany Nyirbator.
Po sześciu godzinach relaksu wychodzimy z wody i ruszamy w drogę powrotną - szczęśliwie na drogach też jest luźno. Po kolejnych sześciu, tuż przed północą, jesteśmy w domu.
Znów świeci słońce. Wyruszamy w kierunku Sostofurdo do Aquariusa. Ostatnio byłem tam w lecie 4,5 roku temu. Mimo reorganizacji w zimowym modzie kąpieliska prawie nic się nie zmieniło. Jak wtedy dostępne są baseny z bełkotkami pod dachem, sektor dziecięcy, zjeżdżalnie i sztuczny wir w części rozrywkowej oraz jeden jedyny zewnętrzny basen z natryskami.
Natomiast nowością jest balon nad basenem pływackim i małą ciepłą maczajką. Ten zestaw do złudzenia przypomina Sarospatak w okresie zimowym. Żeby nie było plagiatu - w Aquariusie do balonu idzie się - czy raczej biegnie - stumetrowym mroźnym, zamglonym i zaszronionym tunelem zakończonym śluzą. Nic więc dziwnego, że gdy wchodzimy pod tę kopułę, to znajdujemy w niej tylko siedmioro gości i ratownika.
Ale w ogóle w kąpielisku nie widać tłoku, którego się obawiałem: duże miasto, niedziela, okres poświątecznego wypoczynku... Nie ma kolejek do biczy ani przy bufetach. Do rur-zjeżdżalni najwyżej 2-3 osoby. Jedynie aby zająć miejsce w jacuzzi trzeba się zaczaić.
Chociaż nie umiem zjeżdżać w rurach to niestety: zapłacone - nie może się zmarnować. Zjeżdżalnia krótka czerwona - nic specjalnego. Niebieska jest bardzo łagodna, cały czas muszę się odpychać rękami. Czarno-zielona z początku bardzo płaska i także wiosłuję, gdzieś 1/3 od końca nabiera takiej stromizny, że zaciskam nos i oczy i staram się osłonić twarz i inne ważne narządy. Udało się wydostać na brzeg bez pomocy ratownika, ale i tak łyknąłem nosem trochę wody.
Z wieży robię jeszcze zdjęcia letnich basenów pokrytych krą oraz balonu kryjącego pływalnię.
Wstępujemy do bufetu na rosół i ser w panierce z frytkami i warzywami (płatne zegarkiem). Jest drożej, niż poprzedniego wieczoru w czardzie, a chyba porównywalnie do barku w Sarkany Nyirbator.
Po sześciu godzinach relaksu wychodzimy z wody i ruszamy w drogę powrotną - szczęśliwie na drogach też jest luźno. Po kolejnych sześciu, tuż przed północą, jesteśmy w domu.